Nie miałam wcześniej styczności z serią o "Koszmarnym Karolku", więc chciałam przekonać się jak ma się sprawa z głównym bohaterem. Ach, ten Karolek! Co chwilę coś psoci, jest niegrzeczny, kombinuje, a każda historia kończy się na przekór jemu.
Cioteczna prababcia Karolka zapomina, że nie jest dziewczynką i w prezencie wysłała mu... różowe majteczki. Chłopiec szuka sposobu, by pozbyć się wstrętnego prezentu.
Poza nietrafionym prezentem od ciotecznej prababci Gertrudy, Karolek musi zmierzyć się ponownie ze zdrową żywnością, do czego namawiają go rodzice, chorobami i pisaniem listów. W każdej sytuacji kombinuje, by wyjść z opresji przy niekorzystnej sytuacji, a nawet zbić na tym interes. Każdy plan Karolka wydaje się być najlepszy, jednak życie owy plan szybko weryfikuje i pozostaje po nim klops. Nie ma co się dziwić frustracji chłopca, bo przecież chciał dobrze... dla siebie.
Sama nie wiem, jakie mam odczucia co do książeczki. Nie jestem jej pewna. Z jednej strony jest ona żartobliwa, ma podobać się dzieciom, ale absolutnie nie nadaje się do tego, by Karolek był wzorem do naśladowania. Jest druga strona medalu, mianowicie każde koszmarne zachowanie Karolka można przedyskutować z dziećmi. Omówić, czego nie powinno się robić, co można naprawić, w jaki inny, odpowiedni sposób można się zachować. Mnie perypetie nie rozbawiły, ale ciekawa byłam, czym Koszmarny Karolek zasłużył sobie na uznanie w świecie literackim dla dzieci. Na pewno ma on swoich zwolenni...