Pierwszy tom serii o Robercie Foksie bardzo przypadł mi do gustu. Postacie, szczególnie główny bohater, miały rozbudowane osobowości. Foks był nakreślony jako poraniona, niepokorna dusza, która mimo różnych przeciwności losu, nieprzychylności znajomych i rodziny nie da się złamać i płynie pod prąd. Może to efekt trzeciego już tomu, ale nie odczułam, że kreacja psychologiczna była pogłębiona. Nawet nie była specjalnie kontynuowana. Zwykły śledczy. Z drugiej jednak strony autor nie był monotematyczny i nie powtarzał tego, co już stworzył wcześniej.
Sama historia bardzo ciekawa, dynamiczna, skutecznie odcina czytelnika od otoczenia. Autor nie zawiódł w mocnych, brutalnych, plastycznych opisach, które często wywołują odrazę. Trochę zdaje się przekoloryzowane, że jedna z ofiar, w takim stanie, mogłaby się jeszcze przemieszczać. Ale co tam... ma prawo do licentia poetica. To, co mnie zaskoczyło, to cliffhanger na zakończenie. Ostatnie strony niewiele wyjaśniły, a wręcz jeszcze bardziej zagęściły fabułę.