Ło matko!
Jeśli zdecydujesz się przeczytać "Legendę ludową", musisz zdawać sobie sprawę z tego, że czeka cię totalne oderwanie od rzeczywistości, wątpliwy humor, i wałkowanie durnych przemyśleń.
Nie mam zastrzeżeń, co do samego procesu twórczego Autorki. Widać, że dobrze to sobie przemyślała, opracowała dokładnie i realizowała swój plan.
Natomiast jeśli chodzi o przygotowanie, wiedzę, ogólne pojęcie o wsi- jakiejkolwiek, to jest nieporozumienie. Nawet jeśli Derkacz naprawdę miała na celu stworzyć w swojej powieści obraz polskiej wsi (zakładam, że współczesnej, ponieważ nie znalazłam wzmianki co do dokładnego czasu akcji), na modłę tej z lat 50 tych ubiegłego wieku, czyli z głębokim zakorzenieniem w religii katolickiej i przesądach, na nagminnej wręcz fascynacji zabobonami, to naprawdę nie obrała właściwego kierunku.
Postacie które stworzyła Autorka są prostolinijne, ale dzięki silnym staraniom Karoliny Derkacz są też głupie i irytujące.
Na podium infantylności, zarozumiałości i egoizmu stoi Jadwiga Sosna, która jak przystało na osobę głęboko wierząca i praktykującą, obgaduje wszystkich mieszkańców Wisłowic, nawet tych, którzy w chwilach upadku rodziny Sosnów chcą im pomóc.
Cała oś fabularna koncentruje się na rodzinie Sosnów, w związku z tym chcąc nie chcąc, jest ich w powieści bardzo dużo. Dlatego też poznając kolejne przemyślenia Jadwigi można po prostu usiąść i płakać, bo z całym szacunkiem, ale uśmiechu jej postępowanie nie wzbudza- no chyba że uśmiech współczucia. Nie wiem, może ja zwyczajnie tego nie rozumiem... Tak z pewnością mam skrzywione spojrzenie na temat pomocy, ale nie mieści mi się w głowie, jak Jadwiga mogła mieć pretensje do sąsiada, że nie przyszedł pomóc im przy żniwach, skoro dobrze wiedziała, że sam ma pola do koszenia.
Ludzie nie znają pojęcia lekarz, więc leczą się u miejscowej Zielarki, czy oni nigdy nie potrzebowali pomocy np chirurga?
Nie istnieje w Wisłowicach posterunek policji, ale kiedy we wsi zaczynają się ataki wilkołaka zostaje sprowadzony komisarz. Nagle pojawia się też areszt, prokurator, i sąd aż kilku instancji!
I mój ulubieniec, absurd absurdów! Otóż żniwa w Wisłowicach trwają kilka tygodni. Każdy, kto miał krewnych na wsi, bądź sam mieszkał doskonale wie, że przed laty, gdy żniwa odbywały się poprzez koszenie zboża cepem bądź kosą liczył się czas, więc ludzie na polu spędzali niemal całe dnie, ponieważ nie tylko deszcz, ale również porywisty wiatr mógł uszkodzić plon. Państwo Sosna żniwa rozkładają na raty...
Powiem szczerze, że zmęczyła mnie ta książka. A postać Jadwigi mnie rozłożyła na łopatki. Mam wrażenie, że Derkacz próbowała zrobić z małżeństwa Sosnów Hiacyntę i Ryszarda Bucket z serialu "Co ludzie powiedzą", co w obliczu poznanej lektury uważam za profanację.
Kolejny ukłon w stronę brytyjskich seriali to postać grabarza, który na powitanie mówi "dziń dybry!". Wiadomo, tak witał się oficer Crabtree z serialu "Allo, Allo", który nieudolnie próbował mówić po francusku.
I jeszcze hołd złożony naszemu, swojskiemu serialowi "Świat według Kiepskich", gdzie wspomniany wcześniej grabarz posługuje się zwrotami i gwarą głównych bohaterów. Oraz nieśmiertelny tekst Ferdynanda Kiepskiego "w tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem".
Rozumiem fascynacje, ale czy Autorka nie umie wymyślić niczego śmiesznego, tylko wręcz jawnie zżynać z kultowych sitcomów?
"Legenda ludowa" moje rozczarowanie roku!