To powieść o odrzuceniu. O wpływie odrzucenia na życie odrzucającego i odrzuconego. O zarażaniu odrzuceniem…
Akcja powieści rozgrywa się na pokładzie arktycznego lodołamacza. Autorka tak sugestywnie opisuje piękno i grozę krajobrazu, że bardzo łatwo udaje się Jej wciągnąć czytelnika na pokład lodołamacza i sprawić, by kulił się pod uderzeniami siarczystego wiatru lub, na widok niesamowitych krajobrazów, przeżywał zachwyt zapierający dech w piersiach.
Mamy tu wodę i lód. I zamianę jednego w drugie. Ciągłą. Raz jest turkusowe jeziorko wśród skrzącej bieli lodu, to znów miejsce, w którym było jeziorko skrzy się bielą… Nieuchronność? Niemożność wygrania z losem, jeśli nosi się w sobie „mróz” odrzucenia?
„Wytchnieniem” od zimna i piękna Arktyki są wędrówki w przeszłość bohaterów zapięte szeroką klamrą czasu obejmującą rzeczywistość szwedzkich miasteczek od lat pięćdziesiątych do czasów współczesnych. I choć znajdziemy tu liczne ciekawostki dotyczące mody, wystroju wnętrz czy zwyczajów tamtych czasów, to nie są to wędrówki sentymentalne. Nie ma tu sielskich wspomnień z dzieciństwa. To wędrówki pełne ludzkich tragedii, nieporozumień, błędów i niegojących się ran.
Opowieść M. Axelsson pełna jest poezji w opisach przyrody, dziennikarskiej dokładności w przedstawianiu faktów i przede wszystkim głębi psychologicznej w tworzeniu portretów bohaterek. Opowieść niemalże wsysa czytelnika:). I jeśli marzłam, i zamierałam z zachwytu na pokładzie lodołamacza, jeśli nie oparłam się pokusie porównywania polskiej i szwedzkiej rzeczywistości dawnych lat, to, poznając losy bohaterów, czułam coraz większy ciężar...