Nadrabiania klasyki ciąg dalszy, tym razem padło na Nabokova. Książka powstała wg. mnie w celu wywołania kontrowersji, może jakiejś dyskusji, kwestię estetyki ogólnoliterackiej po trosze odstawiając na boczny tor. Czy się to udało?
Jeśli chodzi o sam temat- tak. Ale tej pikanterii znowu nie jest tak dużo- największa jej ilość przypada na pierwszy tom, a potem stopniowo zanika, więc całej książki nie polecałbym tym, którzy szukali czegoś na granicy porno.
Początkowo myślałem, że w fabule będzie ukazana relacja pomiędzy dorosłym zwyrodnialcem, a niewinną dziewuszką. Jednak autor chyba nie chciał wybiegać tak daleko w perwersję, bo tytułowa bohaterka jest najzwyklejszą w świecie małoletnią dajką- momentami równie bezczelną, wykolejoną i diaboliczną, jak sam Humbert. I nie sposób tego tłumaczyć hormonami, czy chęcią eksperymentowania. Nie zrozumcie mnie źle: to nadal jest obrzydliwe, ale moje współczucie dla małolaty było tak jakby trochę mniejsze.
Co do Humberta.. Z biegiem czasu coraz bardziej dawał o sobie znać jego mizoginizm. On zwyczajnie nienawidził kobiet- przy opisie każdej lały się kaskady pogardy, obrzydzenia, a i same nimfetki nie były od tego wolne, choć były z drugiej strony darzone wiadomą estymą. Bohater czasem próbował tłumaczyć jakoś swoje zachowanie, opierając się na najdawniejszej historii lub nietypowych zwyczajach w innych rejonach świata, ale praktycznie przez cały czas trwania książki jest w pełni świadomy tego, że to co robi jest złe- wtedy określa samego siebie jako potwora, zwyrodnialca i żałosnego zboka- i słusznie.
W pewien chory sposób podobał mi się machiawelizm Humberta, autoironia i dowcipny sposób wypowiedzi. Dobrym zagraniem były też jego tyrady do wyimaginowanej ławy przysięgłych i funkcjonariuszy aparatu sądowniczego.
Mam też mieszane uczucia, co do stylu tej książki: z jednej strony kwiecisty, ekspresyjny, pełen odwołań i nade wszystko żywy sposób prowadzenia narracji pierwszoosobowej. Ale momentami ten język.. Wstawki z francuskiego tylko przeszkadzają (nawet jeśli ktoś zerka do przypisów w poszukiwaniu tłumaczenia), ciężko wytłumaczyć cel pisania czegoś takiego, a to piekielnie zaburza płynność lektury i nieludzko irytuje. Druga sprawa: zdrobnienia w dziedzinach związanych z seksualnością dzieci, albo seksem z dziećmi. Tu nie będę ukrywał: parę razy zebrało mi się na pawia, a to sztuka niełatwa.
Ciężko mi sobie wyrobić jednoznaczną opinię na temat tej legendarnej książki. Z jednej strony częstokroć wciągająca wizją obustronnego seksualnego zniewolenia, czy czarująca językowym bogactwem, a z drugiej: od połowy wlecze się niemiłosiernie, męczy wtórność tematów o kolejnych sąsiadach, motelach, trasach i Humbertowych majakach. Coś ta książka w sobie ma, ale przez to wszystko przebija się poczucie zmarnowanego potencjału.