Kto zagląda na mój blog, ten wie, że są autorki i autorzy, których książki czytam zawsze i wszędzie. Do takich autorek należy również Agnieszka Lis.
Jej kolejna powieść świąteczna wciągnęła mnie od pierwszych stron nie tylko dlatego, że niektórych bohaterów poznałam już we wcześniejszych książkach, ale dlatego, że bardzo zaciekawił mnie wątek młodzieńczej miłości o jakiej czytamy w tej lekturze.
Zapewne wielu z nas albo przeżyło taką pierwszą nastoletnią miłość osobiście, albo uczestniczyło w niej obserwując to pierwsze uczucie u własnego dziecka.
Autorka w ciekawy sposób pokazała jak silne potrafi być to młodzieńcze uczucie, które mimo negatywnego odbioru przez najbliższych zdołało przetrwać największą emocjonalną nawałnicę.
Czasami nie zdajemy sobie sprawy, ile pozytywnej mocy posiada ktoś, kogo na pierwszy rzut oka odrzucamy z powodu jej/jego dość specyficznego, buntowniczego wyglądu. Tak też ustosunkowała się Justyna – matka nastoletniego Norberta do dziewczyny jego westchnień.
Ta książka, chociaż z mocnym akcentem świątecznym nie była odebrana przeze mnie jako powieść stricte świąteczna, może dlatego, że największe skupienie wątku świątecznego mamy dopiero pod koniec lektury.
Ale odebrałam ją jako piękną zimową opowieść o miłości i przyjaźni. I chociaż jest to powieść o słodkiej nastoletniej miłości nie jest ona przesłodzona, a wręcz mogę powiedzieć, że autorka bardzo poważnie momentami wręcz dramatycznie podeszła do emocji jakie targały młodymi ludźmi.
Trudno jest być matką nastolatka borykającego się ze szkolnym hejtem, wewnętrznym buntem i wielką miłością w sercu. Trudno jest nią być, zwłaszcza gdy życie rzuca pod nogi dodatkowe kłody w postaci chorego drugiego dziecka i bezradności jaka czasami taką matkę dopada. Trudno jest się rozdwoić i być idealną dla dwójki różnych wiekowo i temperamentnie dzieci, które kocha się tą samą matczyną miłością.
Autorka w dość istotny sposób przedstawia prawdziwe problemy rodzinne i szkolne, gdzie młodzież spotyka się z negatywnym odbiorem własnej niedoskonałości widzianej oczami innych nastolatków i negatywnym odbiorem nieodpowiedniego względem innych ubioru. Jak ważny jest ubiór dziecka w elitarnej szkole wiedzą tylko ci, którzy do takiej szkoły chodzili. Niestety pieniądze często są zgubą dla rozumu.
Czekałam na tę książkę z nadzieją, że pochłoną mnie zapachy świąt, pierników, kawy, marcepanu, bo z tej strony – takiej bardzo apetycznej poznałam już książki Agnieszki Lis. Ale mimo całego mojego zachwytu nad fabułą trochę rozczarowałam się tonąc w zapachu… dziecięcych kupek 😉
Wiem, że wątek walki z chorobą dziecka i często bezsilności matki w tym jest bardzo ważny, ale ciągłe bulgotanie w małym brzuszku z wyraźnym przekazem zapachu chyba przerosło zdolności wyobraźni moich kubków węchowych.
Ale mimo tych kupek jestem książką i fabułą zachwycona, bo mało kto potrafi tak dosadnie pokazać trudne tematy z takim sercem.
Polecam tę książkę jak i inne powieści Agnieszki Lis. Jej książki nie należą do lekkich, łatwych i przyjemnych, ale niosą w sobie ogromny ładunek emocji.