„Nigdy więcej mocy. Ona daje nadzieję i równocześnie ją zabija.”
Powieść „Matki, żony, czarownice” Joanny Miszczuk przeczytałam pierwszy raz w 2011 teraz postanowiłam wrócić do serii z racji pojawienia się na rynku wydawniczym czwartego tomu cyklu.
Po raz kolejny odkrywam losy niezwykłych kobiet, które mają wielką moc przekazywaną z pokolenia na pokolenie.
„Bywają w życiu chwile, których ból daje się zmierzyć dopiero po jego przeżyciu i wówczas dziwi nas, iż zdołaliśmy go znieść.”
Joasia to wydawać by się mogło szczęśliwa mężatka wychowująca córkę jednak czy tak jest w rzeczywistości?
Coraz późniejsze powroty męża do domu powodują, że w sercu Asi zaczyna rodzić się niepewność.
Czy w jej rodzinie kobiety mogą zaznać szczęście i miłość?
Historia jej mamy i babci pokazuje, że miłość nie jest prosta, a wybaczenie bardzo potrzebne.
Czasem trzeba umieć wybaczyć innym, innym razem sobie.
Czy wyjazd do Niemiec i niespodziewany spadek pozwolą odkryć Asi tajemnicę pierścienia miłości i przeznaczenia, który nosi na palcu?
Otrzymane w spadku pamiętniki odkrywają wiele sekretów, a opisane w nich historie mądrych kobiet są często pełna bólu, miłości i przebaczenia.
Co spotkało kobiety będące jej przodkami?
„Miała rację babcia Maria. Tylko miłość się liczy. Miłość i przebaczenie.”
Na nowo odkryłam cudowny styl i pióro autorki, która maluje swoją historię niczym najlepszy malarz.
Czytelnik płynie wraz z bohaterkami przez różne epoki, gdzie teraźniejszość przeplatana jest wspomnieniami.
To opowieść o sile kobiet, o pragnieniu miłości, wybaczeniu i najpiękniejszym klejnocie przekazywanym z pokolenia na pokolenie.
To także słowa dla mnie tak ważne, które pojawiają się w kluczowych chwilach powieści a brzmią Ave Maria...