Na drugi tom "Onkalota" czekałam z niecierpliwością. Czy dostałam to czego oczekiwałam? Zupełnie nie. Otrzymałam o wiele, wiele więcej. Zostałam zupełnie zaskoczona, bo drugi tom jest dużo lepszy od pierwszego.
Kilka razy podchodziłam do tej recenzji. Bo jak opisać zupełny zachwyt? 🤩
Akcja powieści umieszczona jest w kosmosie i jest dobrej klasy Space Operą, serwującą szeroki wachlarz emocji w trakcie czytania. Wydarzenia przedstawione w tym tomie nabierają rozpędu. Spotkamy tu postacie z pierwszego tomu oraz kilku nowych bohaterów. Szczególnie jeden duet podbił moje serce. Ale nie chciałabym wam za dużo zdradzać, ponieważ historia ma sporo stron i nie wszystko jest opisane od razu. Na najciekawsze wątki trzeba cierpliwie poczekać.
Widać też jakie postępy poczyniła autorka w doskonaleniu swojego warsztatu pisarskiego. Międzygalaktyczna przygoda wciąga od pierwszej strony i do ostatniej trzyma w napięciu. Zdarzały mi się też wybuchy śmiechu, które zawdzięczam wcześniej wspomnianemu duetowi bohaterów.
Książka naprawdę mnie zauroczyła. Bohaterami, bitwami, planetami, mitologią, humorem oraz dbałością o szczegóły. Jest to naprawdę kawał literackiej roboty.
Jedynym minusikiem jest sporo naukowych określeń oraz pojęć stworzonych przez autorkę, aby wiarygodnie opisywać przyszłe technologie czy opisy międzyplanetarnych podróży. Czasem po prostu mózg mi się gotował przy takiej ilości wiedzy naukowej ale w ostatecznym rozrachunku to naprawdę drobnostka i ostatecznie inspiracje autorki tymi tematami są imponujące.
Gorąco zachęcam wszystkich do podjęcia przygody z trylogią "Deathbringer". Gwarantuję, że nie będziecie żałować. Dzięki książkom Adrianny zmieniłam zdanie odnośnie gatunku Sifi, za którym nie przepadałam, jeśli chodzi o literaturę, a teraz jestem fanką. Mam nadzieję nie czekać zbyt długo na finałowy tom trylogii i życzę autorce dalszych sukcesów w rozwoju pisarskim.