Zło zawsze się czai
W Nightcrow grasuje morderca dzieci. Ludzie wierzą, że miasteczko zostało przeklęte przez demona. Nieopodal mostu otoczonego gęstą mgłą, zostają odnalezione zwłoki. Do akcji wkracza słynny detektyw Jack Harris, a w dochodzeniu pomaga mu policjant William Lestrade. Razem tworzą nietuzinkowy duet.
„Upadł... ostatnim, co dostrzegły jego oczy, był dziwny cień wyłaniający się z mgły. Mógłby przysiąc, że ów cień miał na głowie rogi. Cały lęk w mgnieniu oka opuścił jego ciało. Wzrok zaczął słabnąć, pozostały błogi spokój, ciemność i niezwykle charakterystyczna woń ogrodowych kwiatów”.
Czy to istota nadprzyrodzona poluje na lokalne dzieci? Czy funkcjonariusze złapią winowajcę?
Ciekawie poprowadzona fabuła na czele z detektywem, którego intuicja nigdy nie zawiodła. Postać, która jest charyzmatyczna, choć mało wiemy o jego przeszłości, ale może w kolejnej książce więcej się o nim dowiemy, chociażby to, dlaczego „nie lubi” słuchać muzyki. A zakończenie sugeruje dalsze jego losy.
Wprowadzenie miejskiej legendy nadało tej lekturze lekkiej grozy, strachu i niepewności. Mamuna przyśniła mi się pewnej nocy, ubrana cała na czarno, z długimi pazurami i... chciała mnie porwać (nie czytajcie przed snem 😄)!
Jeden moment uważam, że był zbędny. Obszerny opis stosunku Williama ze swoją dziewczyną. Nie obchodzą mnie, jakie wygibasy robili w łóżku. Wystarczyło wspomnieć, że spędzili wspólną noc i tyle, lecz jeśli byłoby to zbliżenie ...