Z problemem wykluczenia komunikacyjnego na pewnym etapie życia musiałam zmierzyć się osobiście. Zresztą i dziś kwestia ta pozostaje dla mnie, choć w mniejszym zakresie, wciąż aktualna.
Dlatego też problemy, o których pisze Olga Gitkiewicz w reportażu "Nie zdążę" są mi doskonale znane. Znam ból wstawania bladym świtem, strach, że nie zdążę, nie przyjedzie, nie będzie już wolnego miejsca, zepsuje się po drodze, utkniemy w zaspie. I w części, w której autorka oddaje głos ludziom, umęczonym pasażerom, w której portretuje wycinki ich życia, emocje, problemy, trudności, książka jest żywa, prawdziwa i przekonująca. Bo tak właśnie wygląda publiczna komunikacja w Polsce. I jej brak tam, gdzie jest najbardziej potrzebna, nie na dochodowych trasach pomiędzy największymi miastami, ale w tych małych miejscowościach, z których trzeba dotrzeć do szkoły, lekarza, pracy czy po zakupy. Gdzie starsze, samotne, niezmotoryzowane kobiety poświęcają całe dnie na wyprawę do gminy czy na targ. Autorka ma dobry słuch społeczny i bardzo plastycznie, a jednocześnie z empatią odmalowuje Polskę wykluczonych, tych którzy nikogo nie obchodzą, bo nie przynoszą zysku, pozostawionych samym sobie.
Znaczna cześć reportażu dotyczy transportu kolejowego i wszelkich patologii z nim związanych, w szczególności pseudo-reform, niekompetencji zarządzających i kolejnych władz, w szczególności lokalnych, odpowiedzialnych za kolej, biurokracji, prawnych i faktycznych absurdów, a czasami zwykłej bezmyślności i złej woli. Rozmawia z ludźmi, którzy kolej mają we krwi, którzy kolej kochają. Być może z uwagi na to, że pociągiem podróżuję sporadycznie (tu gdzie mieszkam kolej w zasadzie nie funkcjonuje) te fragmenty nieco mnie nudziły, były zbyt do siebie podobne, nie wnosiły niczego nowego i czytałam je z pewnym zniecierpliwieniem.
Niewątpliwie autorka wykonała olbrzymią pracę, zebrała mnóstwo materiału i bardzo solidnie go opracowała. Widać, że na przygotowanie książki poświeciła wiele czasu. Stworzyła przekrojowy portret zbiorowego transportu publicznego, doskonale wypunktowała jego wady i niedociągnięcia.
Jednocześnie "Nie zdążę" jest jedynie diagnozą, swoistym oskarżeniem rzuconym wobec tych, którzy doprowadzili do upadku transportu zbiorowego w Polsce. Przejmującym opisem sytuacji bez gotowej recepty na jej uzdrowienie, bo stworzenie takiej recepty nie jest rolą tego reportażu.
Lektura nierówna - momentami wciągająca i doskonale napisana, momentami nieco nużąca. Zdecydowanie warta uwagi.