Ciąg dalszy randomowych potworów. Powoli zapowiada się jakiś dłuższy arc, ale, natenczas, mamy to, co mamy.
Najbardziej wkurwiający występ w tym tomiku ma Słodka Maska. Pozwoliłam sobie trochę o tym facecie poczytać, trafił mi się jeden istotny spoiler i w świetle tego, co wiem i tego, co toto opowiadało o bohaterach, jak powinni walczyć, a samemu łajzol siedział w bezpiecznym biurze, no utwierdzam się w przekonaniu, że to będzie mój najmniej lubiany heros. Z głębokim żalem przyjmuje do wiadomości, że koledzy po fachu z rangi niższej zostali załatwieni, ale już żeby pomóc i samemu Morzana zabić to nie, to zadka nie ruszy... Bo on teraz swój film promuje... Ugh, jak mnie wnerwił. I kto mu dał prawo decydowania, czy ktoś może awansować czy nie? Co za pajac.
Za to nerwy ukoił (całkiem zgrabne tłumaczenie nazwy) Rower Ranger. Wie, że jest słaby. Wie, że za wiele nie zdziała. I raczej żywy z tej potyczki nie wyjdzie, ale próbuje. Próbuje, bo po prostu tak trzeba. A finalnie jakiś NEET ci powie, że po cholerę się tam pchał, taka płotka, zżera moje podatki, to ja wymagam herosa, a nie gościa na rowerze. No tak, tyle że ta płotka dała ci czas na ucieczkę z przyszłego miejsca masakry, nie. No nic, Saitama znalazł sobie przyjaciela :)