Z książkami, na które jest duży hype, jest tak, że albo się je kocha, albo się ich nienawidzi, dlatego pewnie nikogo już nie dziwi, że ich oceny są tak bardzo rozstrzelone. Jeżeli natomiast chodzi o mnie, to bardzo lubię twórczość Rebekki Yaross i nie ważne, w jakim gatunku literackim autorka się porusza, zawsze znajdę w jej publikacjach coś, co mnie poruszy i sprawi, że lektura będzie przyjemnością. Nie inaczej jest również w przypadku „Onyx Storm. Onyksowej Burzy”, czyli trzeciego tomu serii Empireum. I oczywiście zgodzę się, że ta odsłona była słabsza od swoich poprzedników, ale nie zmienia to faktu, że mam do tego cyklu ogromny sentyment.
Czytając „Onyx Storm”, miałam trochę wrażenie, że jest to taki przejściowy tom. Niby dużo się dzieje, ale ogólnie rzecz biorąc, mało jest w nim takich elementów, które miałyby większe znaczenie dla przyszłości zarówno głównych bohaterów, jak i całego kontynentu. Moim zdaniem autorka trochę za bardzo skupiła się na relacji Violet i Xadena, przez co trochę zaniedbała inne wątki, których rozwinięcie pokierowałoby fabułę w zupełnie inną stronę. I chociaż od jakiś dwóch lat, częściej wybieram romanse, niż inne książki, po prostu nie tego spodziewałam się po tej lekturze. Dlatego zdecydowanie bardziej podobały mi się poprzednie tomy, w których romans głównych bohaterów był tylko dodatkiem do fabuły, a nie głównym jej wątkiem.
Przyznam, że po zaskakującym zakończeniu „Iron Flame” czekałam na to, jak smoki zareagują na pewną zmianę. I niestety tutaj czuje dość spore rozczarowanie, ponieważ ten temat został według mnie zupełnie pominięty. Oczywiście wiadomo, że coś takiego nie mogło zostać podane do wiadomości publicznej, więc wie o tym tylko zaufane grono, ale jednak spodziewałam się czegoś bardziej spektakularnego niż tylko drobne złośliwości.
Oczywiście znalazły się w tym tomie również elementy, które sprawiały, że moje serce albo biło zdecydowanie za szybko, albo wręcz zamierało w oczekiwaniu na to, co się wydarzy, był też jeden moment, który sprawił, że nie mogłam opanować łez. Nie mogę wam jednak zdradzić z jakich powodów, ponieważ byłyby to zdecydowanie zbyt duże spoilery.
Chociaż ogólnie rzecz biorąc, powinnam dać tej książce niższą ocenę, jednak mój sentyment do tej serii sprawia, że nie mogę tego zrobić, dlatego Tairn i Andarna dostają ode mnie dodatkowe punkty. Mam jednak nadzieje, że kolejny tom będzie mniej rozczarowujący niż ten.