"Pomimo ostrzeżeń pani Wendy, by nie próbować latać, zanim będą znów mali, Podstarzali Chłopcy nie mogli się powstrzymać. Sędzia świstek po prostu chwycił świetlika i natarł nim sobie całe ciało, jak mydłem. A potem rozpostarł ramiona i poleciał jak ptak! ... A właściwie jak wielkie ptaszysko. Albo jak jeden z tych kudłatych strusi, które w zoo lubią dziobać ludzi w kark. świstek przefrunął ciężko jakieś dwieście metrów, machając rękami, a potem zasapał się i spadł jak nielot dodo. Doktor Loczek, który był chudy jak chart i bardzo wysportowany, zdołał dolecieć do latarni, ale stracił zimną krew i musiano go stamtąd ściągać za pomocą drabiny. Pani Wendy, odstawiając drabinę, zapewniała ich, że w nocy wszystko będzie w porządku, ale nie bardzo w to wierzyli." - fragment.