Tarantino i Cioran polskiej prozy nie zwalnia tempa. Jeśli czytelnik poprzednich powieści Jacka Bieruta przywykł do specyficznego języka, brawurowych sentencji, niekonwencjonalnych rozwiązań fabularnych, mylenia tropów i wystawiania odbiorcy do wiatru, to najnowsza powieść zabiera odbiorcę w podróż z zupełnie innej beczki.
Pornofonię można nazwać antyutopią, która dzieje się w Polsce w nieokreślonym czasie przyszłym. Wykreowana w tej książce - na pierwszy rzut oka zseksualizowana do granic - rzeczywistość jest tyle rozrachunkiem ze spuścizną Michela Houellebecqa, co historią o poszukiwaniu czystości. Bierut odświeża przy tym zapomnianą tradycję polskiej prozy, a skomplikowana fabuła zaskakuje i nie pozwala na łatwe uogólnienia czy pospieszne wnioski.
Wybuchające wulkany, wściekłe szczury, aktorzy w poszukiwaniu zagubionych protez szczękowych? Nie takiej Polski spodziewa się czytelnik. Katastrofizm Bieruta podszyty jest groteską, a cielesność pełni w tej powieści funkcję sakralną. Jak w poprzednich powieściach, tak i tutaj zwraca uwagę precyzyjna architektura narracji, w toku której odnajdziemy intrygujące odniesienia do znanych tekstów literackich. Pornofonia to również przewrotna historia o pewnej miłości. Przewrotnej, skoro `Miłość za pieniądze to nie miłość. Pieniądze za miłość to pieniądze`.`