Najgorsza część i ostatnia z trylogii Irene Cao. Po przeczytaniu dziękowałam Bogu za koniec. Jak jeszcze się wahacie i zastanawiacie się, czy po nią sięgnąć, to wyrzućcie daleko ten pomysł z głowy.
Myślałam naiwnie, że może w tej części będzie inaczej. Pomimo, iż Elenka zrozumiała swoje błędy, z powrotem zmieniła się w dawną siebie - nadal była do szpiku kości zepsutym, nadąsanym bachorem.
Mam żal do Cao, że nie rozwinęła niektórych wątków; mogło być naprawdę interesująco. Mam również żal o to, że zanudziłam się w tej części, jak w żadnej innej; i chociaż Cao nadal pisze tak samo prosto i lekko, to nadal uważam książkę za chłam. Już lepiej komuś, by służyła za papier toaletowy.
Nie polecam, żałuję i jestem zła.