Przeczytać można, ale szału nie ma. Owszem, jest klimacik, owszem, jest Barcelona, i obowiązkowo mroczny sekret z przeszłości, i tajemniczy manuskrypt, i trochę ezoteryki, i krew się leje.. tylko tak jakoś... wszystko to już było. Jest to kolejne wcielenie schematu, który stał się modny bodaj od Dana Browna.
Akcja dzieje się w Barcelonie, bo Barcelona jest modna, i turystycznie, i literacko (a to przede wszystkim dzięki Zafonowi). Tyle że w sumie to mogłaby dziać się gdziekolwiek i kiedykolwiek, bo fakt, że jest to akurat Barcelona w przededniu Wystawy Światowej z 1888 r., nie ma praktycznie żadnego znaczenia dla rozwoju wydarzeń. Co najwyżej paru turystów więcej będzie się pętać po i tak nadmiernie zatłoczonych ulicach stolicy Katalonii, poszukując miejsc z książki (może o to chodziło). Do pewnego momentu łudziłam się, że jest inaczej, i że autor powiąże akcję kryminalną z obrazem społecznego rozwoju miasta w tamtych czasach, co byłoby naprawdę ciekawe. Ale wymagałoby więcej pracy i wyobraźni niż wyświechtany wątek tajemniczego rękopisu, zakodowanych informacji i Zabójczego Sekretu z Przeszłości.