Od czasu do czasu lubię niezobowiązujące lektury, dodatkowo żeby poczuć klimat wiejskich miejsc, może i coś na kształt lukrowanej opowiastki. Byleby dobrze napisanej, wywołującej żywe emocje.
Tutaj mamy treść pełną życiowych komplikacji bohaterów, takich przyziemnych, dobrze znanych, szczególnie gdy się mieszka w małych mieścinach czy wsiach, gdzie każdy o innych niemal wszystko wie, gdzie bez ustawienia i odpowiednich znajomości mało się może samemu zdziałać. Zamiast jednak malowniczej, sielskiej wsi, po której ganiałaby Jagna dostaje się tragiczną opowieść o ludzkich zmaganiach. Wiele motywów porusza tutaj autorka - od wspierania ludzi, którzy rzeczywiście wymagają tej pomocy, po kwestie wiary i życie prowadzone zgodnie z jej wyznacznikami. Główna bohaterka niczym ta Siłaczka chce wszystkim pomóc i jakby mogła rozdwoić się to pewnie pozałatwiałaby wszelkie sprawy tego świata i poukładałaby życie innym w okolicy, żeby tylko tego diabła przepędzić ze wsi. To znaczy by wiodło się wszystkim sielsko i anielsko.
I mimo zaprezentowania różnych konfliktów narracja prowadzona jest w lekki sposób, nie przytłacza swoim tragicznym wydźwiękiem, momentami nawet odczuwa się sympatyczny, żartobliwy ton. Tylko że mnie w tym wszystkim brakuje emocji.
Znów mam do czynienia z treścią jakich wiele. Takie moje marudzenie, bo chyba zazwyczaj chce dostać więcej, niż książka obiecuje. Jednak nie przepadam, gdy treść jest częściowo zapychana zbędnymi słowami, żeby tylko coś napisać i dobić do określonej liczby stron. Tak właśnie czuje się po przeczytaniu książki Kępińskiej. Trochę jak u Marii Ulatowskiej, gdzie niby się dzieje, a nic szczególnego z tego nie wynika. Na ich plus można zaliczyć pewne ciepło, lekkie wzruszenie, ale w sumie powielają ograne motywy, chwilami dość naiwnie podchodzące do rzeczywistych spraw.