Temat sekt zajmuje mnie od lat, przystępując do lektury “Spowiedzi scjentologa” Marka Rindera miałam już, całkiem niemałą, wiedzę o tym ‘ruchu religijnym’. Czytałam wspomnienia innych, byłych wyznawców, oglądałam dziesiątki dokumentacji, wywiadów - m.in. z przeciwniczką sekty - Ursulą Cabertą, która od wielu lat pomaga osobom, pragnącym wyzwolić się spod wpływów i władzy Miscavige’a.
Mimo to spotkanie ze wspomnieniami Rindera było niezwykle ciekawe - był on przecież kimś niezwykle wysoko w tej organizacji usytuowanym, przez szmat czasu przyglądał się i poznawał działania liderów grupy z pierwszego rzędu. Ba, sam był jednym z nich.
Przy całej dotychczasowej wiedzy o tej swoistej “współczesnej technologii zbawienia”, podczas lektury, nie przestawałam kręcić głową z niedowierzaniem..
Wszystko to, co trudno pojąć, rzeczywiście ma miejsce w doktrynie owej grupy. Osobiście uważam, że scjentologia to stworzona przez pisarza science-fiction, Ron L. Hubbarda, forma nowoczesnego, pozornie dobrowolnego, niewolnictwa. “Spowiedź” Rindera tylko mnie w tym przekonaniu utwierdziła.
Ta ‘filozofia religijna’, której celem ma być samodoskonalenie, jest niebezpieczną machiną, bez pardonu miażdżycą swoich wyznawców. Każdego dnia od nowa. Pomocne są w tym reguły, zwłaszcza te dotyczące kwestii posłuszeństwa i lojalności wobec grupy i przywódców. Były scjentolog opisuje w swojej książce konk...