„W moich oczach twórca scjentologii był tak blisko boskości, jak to tylko możliwe w przypadku człowieka, i byłem szczęśliwy, że mogę przyczynić się do tych cudownych, przełomowych odkryć. Z niecierpliwością czekałem, co będzie dalej”
Mike Rinder to jeden z bardziej wpływowych członków scjentologii… Cóż właściwie to byłych członków. Mike po latach prania mózgu, podporządkowania życia często niemoralnym zasadom i niszczycielskiej władzy jednego człowieka, postanawia uciec. Wie, że scjentologia nie odpuszcza tak łatwo. Dlatego po latach milczenia przerwał je, aby pomóc innym w ucieczce z tego toksycznego świata. Jego początki w organizacji i życie po ucieczce szczegółowo opisuje w książce „Spowiedź scjentologa”.
Na temat scjentologii wiem pewnie tyle, co większość z Was. Wiem, że zamieszany był w nią Tom Cruise i inni celebryci. Kojarzę, że to w pewnym sensie sekta, z której bardzo ciężko się wydostać. I właściwie a tym moja wiedza się kończyła, nie kojarzyłam żadnych założeń tego zgromadzenia. Jednak po przeczytaniu zapowiedzi książki „Spowiedź scjentologa”, postanowiłam zagłębić się w świat tego środowiska.
Pierwsze co rzuca się w oczy to wielka umiejętność pisarska autora. Książka napisana jest w gawędziarski sposób. Tak, jakby to znajomy opowiadał ci o swoim życiu przy kubku herbaty lub kawy. Ja tę książkę w połowie przeczytałam, a w połowie przesłuchałam. I w audiobooku zdecydowanie lepiej mi to zagrało, bo ten gawędziarski styl był bardziej odczuwalny.
Często łapię się na tym, że po pewnym czasie słuchania audiobooka się wyłączam. Natomiast w przypadku tej książki ani razu nie odleciałam myślami. Autor potrafi przyciągnąć czytelnika i w spokojne opowiadanie o życiu w scjentologii, wplata okrutne praktyki stosowane w tej organizacji. Niejednokrotnie miałam ciarki na ciele, a mózg nie przetrawiał tego, co właśnie usłyszał. Okrucieństwo jest tu tym bardziej widoczne, że jest to prawdziwa historia ludzi. Ludzi, którzy utknęli w tej organizacji, która obiecała im wyzwolenie, wolność i ucieczkę od zwykłych problemów.
Mike Rinder genialnie przestawił zhierarchizowaną strukturę tej organizacji. Tam każdy zna swoje miejsce. Każdy wie, co ma robić i wie, że nie może się sprzeciwić, bo czeka na niego kara. „Skazani na RPF byli wysyłani do ciemnych głębin dolnej ładowni statku i nie mieli prawa stamtąd wyjść, dopóki nie uznano ich za dostatecznie《zresocjalizowanych》”. A ta kara i tak nie była taka najgorsza.
Książka zaczyna się od dzieciństwa autora, który jako mały chłopiec zostaje wpisany do tej organizacji, ponieważ jego rodzice się do niej zapisali. Początek nie jest taki straszny. L. Ron Hubbard był nieetycznym ignorantem, który wykorzystywał ludzi do swoich celów. Oszukiwał, kłamał, manipulował ludźmi. To było wstrętne. Natomiast to, co robił David Miscavige, sprawiało, że grymas obrzydzenia ciągle był obecny na mojej twarzy. To właśnie jego rządy doprowadziły do ucieczki Mike'a Rindera z tej organizacji.
Książka „Spowiedź scjentologa” to nie tylko opowieść o głównych zasadach scjentologii. To przerażająca historia człowieka, który od dziecka był manipulowany w taki sposób, że nie podważał żadnych zasad Hubbarda. Chociaż czytając, zastanawiałam się, jakim cudem udało mu się tak oszukać członków, że uważali go za bóstwo, autor wyjaśnił, jak działa scjentologia. Jak lepi umysł pod swoje zasady, coraz bardziej zaciskając szpony wokół ciebie.
„Spowiedź scjentologa” to bardzo emocjonalna książka. Buzują w niej nie tylko nienawiść do organizacji, dla której rodzina jest niczym (tak bardzo, że nie powiadamiają członków o śmierci najbliższych, a dzieci od urodzenia są oddawane do żłobków i nie mają kontaktów z rodzicami), widać w niej także nadzieję i miłość, która kiełkuje nawet tam — w tym toksycznym świecie, w którym wszystko jest puste i jałowe.
Rinder zrywa płaszcz organizacji charytatywnej czy religii, pod którym ukrywa się scjentologia i bez skrupułów obnaża jej prawdziwą twarz. Twarz potwora, który dla bogactwa zrobi wszystko. Nawet wciśnie ludziom kit, że „galaktyczny władca o imieniu Xenu zabił miliardy swoich ludzi, wysyłając ich na ziemię w kosmicznych samolotach”. Brzmi to przekomicznie, tym bardziej, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że Hubbard był autorem sci-fi.
Nie będę Wam zdradzała więcej, a o tej książce mogłabym pisać jeszcze długo. Niech zachęci was fakt, że nawet choroba nie przeszkodziła mi w czytaniu i na zaznaczenia fragmentów zużyłam dwa zestawy (kolory) znaczników w całości. Większość książki to zaznaczone cytaty. Zdecydowanie będę wracała do tej pozycji, aby odkrywać kolejne warstwy tego brudnego i niemoralnego świata.
[Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Znak Literanova]