„Stanie się coś złego” Jakub Bączkowski.
Dom na odludziu, grupa przyjaciół świętujących andrzejki… co może pójść nie tak?
Jakub Bączkowski napisał historię, w której czarny humor przeplata się umiejętnie z grozą, jaką powoduje świadomość ciągłej obserwacji i… nie tylko! :O
Głównym bohaterem jest Paweł, który przypadkowo znajduje się w złym miejscu o złym czasie. Jego sąsiad zostaje znaleziony martwy a on sam staje się podejrzany w oczach policji.
Po ciężkich dniach postanawia wraz ze swoim chłopakiem Sebastianem, wyjechać na Podlasie, żeby odpocząć od zgiełku miasta i spędzić miło czas w gronie znajomych.
Wszystko mogłoby być w porządku, gdyby nie to, że Paweł nie wylewa za kołnierz i w alkoholowym upojeniu wszczyna awanturę, nie szczędząc nikogo z obecnych w domku. Obrażeni znajomi i partner Pawła, postanawiają ulotnić się z gęstej atmosfery i bohater zostaje w domku w lesie zupełnie sam.
Mieliście kiedyś omamy alkoholowe? Ja nie, ale czytając historię napisaną przez Jakuba Bączkowskiego, bałam się równie mocno chyba co nasz główny bohater. Bo co jest prawdą? Czy to, że nas ktoś obserwuje? Wchodzi do domku gdy śpimy? Prześladuje nas? Stalkuje? Czy to „tylko” nasza wyobraźnia podlana winem?
Czytając nie mogłam odpędzić się od wizji serialu Unbreakable Kimmy Schmidt w którym była postać genialnego Titusa Andromedona ;) z nim trochę kojarzył mi się Paweł ;). Był przerysowany na swój sposób tak samo jak Titus i tak samo jak on można było go pokochać, ale momentami irytował.
Były momenty, gdzie człowiek mógł się wzruszyć i z pewnością takie, gdzie kibicowało się bohaterom!
Książka podobała mi się bardzo.
Bohater, który ma swój czarny humor i uszczypliwości jakie kieruje bezpośrednio do innych (zwłaszcza do swojej przyjaciółki). Domek w środku lasu, duszna atmosfera małej miejscowości. Złowieszczy mrok. Samotność. To wszystko sprawia, że czuje się ten lęk.
Lekkie pióro autora zdecydowanie pozwala wyobrażać sobie przyszłego, dobrze prosperującego pisarza! Wątek miłosny jest napisany przyjemnie, nie przytłacza, jest naturalny i nie przysłania całej historii, dzięki czemu ja (no nie oszukujmy się, nie jestem mega fanką romansów), miałam frajdę z czytania.