Cztery słupy, kilka belek, kryty gontem czterospadowy daszek zakończony pazdurem, kamienna cembrowina osłonięta stożkiem z klepek, chroniącym żeliwną pompę. Skromna budowla, a jakże znacząca. Studnia na środku kazimierskiego rynku, to jeden z symboli miasta. Może najważniejszy - te inne rzadko pojawiają się w kadrze bez niej. Nie tak dawno obchodziła studnia podwójne urodziny, a obie daty były okrągłe. Narodziła się dwieście lat temu - w drugim dziesięcioleciu dziewiętnastego wieku. Potem zmieniała swoją sylwetkę, a sto lat temu - około 1915 roku - przybrała ostatecznie postać, którą czaruje do dzisiaj. Zasługuje studnia na to, aby o niej przypomnieć - o jej dwustuletniej historii, o miejscu w kazimierskim krajobrazie, o znaczeniu w życiu miasteczka, o roli modelki, pozującej do tysięcy obrazów i fotografii, a także świadka rozgrywających się przy niej wydarzeń - tych codziennych i odświętnych , ważnych i błahych, radosnych i tragicznych. I o wielu innych rolach, w których wystąpiła przez lata swego królowania na Rynku. Jest studnia także pretekstem do przywołania obrazów, które chciałoby się wciąż oglądać i stale do nich wracać - do spędzonych w miasteczku wakacji, młodzieńczych przyjaźni, studenckich przygód i dorosłych zauroczeń. Pretekstem do tego, aby znowu stanąć na Rynku - scenie, gdzie grane są najciekawsze spektakle w najlepszych dekoracjach stworzonych przez sylwetki trzykrzyskiej góry, fary, renesansowych kamienic i "tej studni z daszkiem spiczastym", jak pisała o niej Maria Kuncewiczowa. Bogdan Rokicki - prawnik, autor książek i artykułów o tematyce prawniczej; absolwent podyplomowych studiów z zakresu historii sztuki i autor publikacji z tej dziedziny.