Od śmierci Martina minął już rok i Aurora w miarę się pozbierała po stracie małżonka. Jej rutyna wciąż jest ta sama: praca - dom. Do tego mieszkanie na uboczu nie pomaga wkręcić się znów w życie miasteczka. Do czasu, gdy scenarzyści z Hollywood postanawiają nakręcić serial na podstawie książki dawnego przyjaciela Roe - Robina Crusoe. A co jeszcze dziwniejsze, ma to być serial o niej i o Robinie w rolach głównych.
Całe Lawrenceton jest zachwycone i podekscytowane tym, że gwiazdy Hollywoodu przybędą do ich miasteczka. Wszyscy, oprócz jednej, jedynej Aurory, która jest negatywnie nastawiona do całej sprawy. I jeszcze dziewczyna Robina ma ją grać.!
Stare znajomości zostają odnawiane, Robin i Aurora na nowo się zaprzyjaźniają, choć Roe jest trochę niepewna, bo przecież Martin.. Ale to już stare historie i nasza bohaterka zaczyna na nowo żyć. Co dziwne, zaczyna się do niej znów przystawiać Arthur, a to już przegięcie.!
Tak więc na małą bibliotekarkę spadają dwie byłe miłostki, sława w Lawrenceton oraz potrójne morderstwo. Czy Aurora rozwikła kolejną zagadkę.?
"Świadek ostatniej sceny" czytało mi się bardzo przyjemnie i lekko; jak zawsze, charakter Roe mnie śmieszył - jest jak aniołek z siekierą za plecami. Chociaż czasem już ze zmęczenia Aurora potrafiła być wredna, co było równie fajne, bo nie musiała udawać miłej. Dużo było przemyśleń Roe - o to, jaką jest osobą bez Martina, o jej wiek, samotność, co ją czeka za kilka lat. Takie tam, egzystencjalne przekminy, choć pewne sprawy są niewidoczne dla nas, dopóki ktoś inny nam o nich nie powie. Tak też jest z Aurorą, do której dociera prawda dzięki jej mamie, co wpływa bardzo pozytywnie na główną bohaterkę i sprawia, że może odpuścić sobie poczucie winy i żałobę po Martinie, z powrotem wkręcając się w życie, stojąc u boku osoby, która będzie ją wspierać.
Jestem ciekawa kolejnej przygody Aurory Teagarden i tego, jak w końcu poszło to nagranie serialu. I co dalej czeka naszą bibliotekareczkę, bo to jeszcze nie koniec jej historii. Na szczęście.