"Światło wirtualne" Williama Gibsona to pierwszy tom "Trylogii San Francisco" serii wydawniczej Kameleon. Pierwsze wydanie tej pozycji miało miejsce w roku 1993, w Polsce w 1998, więc jest to już prawie klasyk. Jednak jakoś mnie ta książka do siebie nie przekonała. Wynudziłam się jak mops. Jednak przyznaję że spotykałam już gorsze książki, ale i zdecydowanie lepsze. Ta jest mocno, mocno przeciętna.
To mogłaby być jakaś niedaleka przyszłość, jeszcze są rowery, chociaż już zapinane na kod i wyposażone w głosowe odstraszacze złodziei. Część pojazdów jeździ na olej rzepakowy, z którego powstają spaliny woniejące pieczonym kurczakiem. W tym to świecie żyje sobie Chevette. Młoda kobieta pracuje jako kurier, swoją pracę wykonuje właśnie na wspomnianym wyżej rowerze.
Pewnego razu dostarczając przesyłkę, niejako przypadkiem trafia na przyjęcie. Przyjęcie dość swobodne, mnóstwo ludzi pod wpływem różnych dziwnych używek, między innymi czegoś nazywanego "Pląsem". Dziewczyna jest ładna, więc i tutaj jakiś "naużywkowany" koleś zaczyna się do niej przystawiać. Mówiąc dość kolokwialnie. Panienka w odwecie podprowadza gościowi z kieszeni ładne słoneczne okulary. Nie zdradzam więcej niż jest to umieszczone w opisie rzeczonej książki. Oczywiście okazuje się że to nie są takie sobie zwykłe okulary i że panienka narobiła sobie całą masę kłopotów.
Doczytałam do końca, bo chciałam się dowiedzieć jak się sprawa rozwiąże. Jednak nawet zakończenie nie zachęciło mnie to przeczytania pozostałych dwóch części owej trylogii "Trylogi San Francisco", to zupełnie nie moja bajka w dodatku opowiedziana bardzo hmmm...niezajmująco.