Książkę tę dostałam już kilka miesięcy temu i moja chęć jej przeczytania zaczęła się wtedy. Teraz nie chciałabym dodawać paliwa różnorakich dyskusji, bo według mnie historią nie należy się bawić dla własnych celów. W tej książce mamy rzeczową analizę około 250 donosów do Gestapo z lat 1940-1941 i jest to przykład dobrze napisanej pracy tego typu. Bezstronność, rzeczowość, fachowość, bazowanie na materiałach historycznych, a nie na z góry założonych tezach sprawia, że książkę czyta się dobrze.
Autorka analizuje stylistykę tych konkretnych donosów (nie może więc być mowy o szkalowaniu i wysysaniu z palca), język itd. Smutna prawda jest taka, że najczęściej donoszą znajomi, sąsiedzi, nasi wrogowie. Inny wniosek był taki, że w innych krajach też były donosy. Zawsze były donosy. To straszne. Z drugiej strony autorka zadała sobie trud odnalezienia przykładów bohaterstwa i uczciwości tych niezliczonych listonoszy, pracowników poczt, że wiedząc, ze są narażeni na represje, starali się wyłapywać te donosy i je palili. Na koniec książki podano przykład dalszych losów jednej z ofiar donosu. A doniosła zawistna współlokatorka. Kobieta skończyła skacząc z okna. Straszne.