Po raz trzeci, dzięki booktourowi zorganizowanemu przez @gruszkaczyta miałam okazję towarzyszyć doktorowi Hunterowi w jego śledztwie. Można rzec, że dość specyficznym…
Tym razem nasz bohater wraca do swoich korzeni. Trupia Farma. Tego miejsca nie trzeba nikomu chyba przedstawiać. To właśnie tam David spróbuje na nowo odkryć to, co w jego zawodzie jest najważniejsze. Jednak nawet nie przypuszcza, że trafi do miejsca jeszcze gorszego niż Trupia Farma. Będzie musiał wysłuchać przerażających szeptów zmarłych, a przed jego oczami będą rozgrywać się makabryczne sceny… Czy i tym razem mężczyźnie uda się wywinąć z ramion śmierci?
Szczerze? Po pierwszych stronach jedyne na co miałam ochotę to odłożenie tej książki i już do niej niewracanie. Dlaczego? Odniosłam wrażenie, że autor w tym przypadku nie miał w ogóle pomysłu na fabułę, pisał by pisać. Wydarzenia straszliwie się wlekły, wszystko było jakby o niczym konkretnym. W pewnym momencie musiałam nawet sprawdzić na okładce, czy aby na pewno czytam kolejny tom tej poczytnej serii, bo miałam wrażenie, jakby ktoś inny ją napisał. Ale z racji tego, że nie lubię zostawiać rozpoczętych książek to brnęłam w tą historię coraz dalej i dalej. I teraz, gdy już jestem po lekturze to muszę stwierdzić z całą stanowczością, że bardzo dobrze zrobiłam! W pewnym momencie w autora wstępuje wena chyba, bo akcja nabiera takiego tempa, że lepiej się mocno czegoś złapać. A zakończenie? No cóż, kompletnie nie tego się spodziewałam. Zwłaszcza, że Simon Beckett praktycznie od połowy książki podaje czytelnikom na tacy winnego. Z jednej strony nie chciałam wierzyć, że rozwiązanie mogłoby być tak proste, a z drugiej dochodziłam do wniosku, że najprostsze rozwiązania są najlepsze. Ale nie w przypadku Becketta. Tu zawsze musi zostać zrzucona jakaś bomba, która zmiecie czytelnika z powierzchni ziemi. Tak też się stało i w tym przypadku.
Podsumowując, “Szepty zmarłych” zaliczam ostatecznie do udanej kontynuacji przygód doktora Huntera. Pomimo faktu, iż do połowy książka się niemiłosiernie wlecze, to warto się przemęczyć, bo potem jest już tylko lepiej. I na koniec zostawiam takie moje skojarzenie - znalezisko głównego bohatera skojarzyło mi się z II Wojną Światową, a raczej tym, co po sobie zostawiła. Czyli wyobraźcie sobie taki oto obrazek: stoicie na środku placu, gdzie się nie obejrzycie tam ruiny miejsc, które tak dobrze znacie. A ulice spływają czerwienią, czerwienią niewinnych osób, które zapłaciły za to, że są według kogoś są kimś gorszym… Ich ciała leżą w stosach, nagie ciała jedne na drugich. Dzieci, kobiety, mężczyźni - nieważna jest płeć, wiek, każde z nich miało to nieszczęście urodzić się w nieodpowiednim czasie i spotkać na swej drodze oprawcę… Zastanawiacie się, w jaki sposób przełożyć to na treść tej książki? Musicie ją po prostu przeczytać! ;)