Przeczytałam, a właściwie wchłonęłam. W sumie za bardzo nie mam co się rozpisywać bo było baaardzo przyjemnie. A jak wiadomo najczęściej jest tak, że o tym co się podobało pisze się trudniej niż o tym co zawiodło.
Takich pierwszych razów z autorką to bym sobie częściej życzyła.
I humor i się dzieje dużo i nie ma hot scenek co dwie strony, a właściwie nie ma wcale, mimo że między bohaterami iskrzy. Ba łózko też jest, ale nie jesteśmy jego świadkami. To takie przyjemne, nowe i wcale nie częste w romansach. Mamy trochę zazdrości, zaborczego ale świetnego bohatera, który napsocił ale wyrzuty sumienia go gryzą. mamy bohaterkę z charakterem i pazurem... Czegóż tu chcieć więcej? ;)
Takie miałam luźne skojarzenie - Georgie troszeczkę mi przypominała Scarlett O'Hara. Żeby nie było, uwielbiam Scarlett ;) Georgie miała jej powodzenie, jej kokieterię, ale była pozbawiona złośliwości i egocentryzmu ;)
Żeby nie było tak słodko to teraz coś co mi przeszkadzało :P
- Po kija Tristan co chwila całuje swoje ciotki w policzek?? Rozumiem że chce w ten sposób okazać przywiązanie do nich, ale autorka mogłaby to trochę inaczej, bo wydawało mi się to nienaturalne. A szczyt osiągnął całując w policzek żonę przyjaciela a zarazem bratową Georgie. Po hugo?
- Georgie miała chwilowy spadek formy. Niemal całą książkę jest dziewczyną charakterną, z ikrą, biglem i iskrą. Po ucieczce z domu Carrowayów coś się w niej chwilowo popsuło. Zrobiła się jakaś taka jak nie ona, przyciszona i bez werwy. Na szczęście to mija ;)
- Trzecia rzecz co jest moją osobistą fanaberią, ale przecież marudzić mi wolno :P Dlaczego Tristan nie może być co najmniej hrabią? Lubię wysoko urodzonych i nic na to nie poradzę, wicehrabia mimo że cudowny nie zaspokoił moich potrzeb. Ale coraz mocniej zaczynam lubić łowców posagów. Takich z sumieniem i honorem oczywiście.
Ale mimo tych trzech minusów było cudownie. Książkę pochłonęłam, na pewno też pójdę dalej z autorką.
Ta lektura to był strzał w dyszkę ;) i tylko do siebie mogę mieć pretensje że się tak ociągałam...