Z początkiem sensacyjna fabuła wydaje się być ciekawym wprowadzeniem czytelnika w mroczne poczynania człowieka. Wydaje się też być znajomy zastosowany motyw, bo w niejednym thrillerze autostopowicz odgrywa znaczącą rolę, przeważnie socjopaty i gdy tylko odkrywa prawdziwe oblicze dla reszty bohaterów zaczyna się koszmar zwieńczony mocnym makabrycznym akcentem.
Faber inaczej sobie to obmyślił. To znaczy jest makabra, ale nie idąca aż tak przewidywalną drogą. Przede wszystkim, początkowo budowany wątek sensacyjny, nie da podstaw do kryminalnej rozgrywki, a wstęp do tej z gatunku fantastyki. Natomiast rozważania o naturze człowieka przypomniały mi "Genezis" Bernarda Becketta. Tyle, że w "Pod skórą" każdy wie kim jest i tutaj nie będzie treść prowadzić do zaskakującej myśli kończącej powieść.
Właściwie, to sam koniec jest jakiś nijaki. Po odłożeniu lektury długo zastanawiałam się dlaczego tak ma się kończyć ta, w sumie, filozoficzna powieść o rasie. Niby do jakich przemyśleń ma zachęcić? Być może sięgam zbyt płytko i dlatego nie dostrzegam w zakończeniu niczego szczególnego. Na prawdę brak mi wyraźnej podsumowującej puenty i stąd bierze się największe rozczarowanie tą książką.
Podoba mi się to jak Faber posługuje się słowem, pasuje to do sytuacji i sposobu przedstawiania sylwetek bohaterów. Szczególnie tych, z którymi spotykamy się raptem na chwilę, w przelocie, jak mijani na drodze ludzie, a jednak każdemu z nich autor powierza na moment role narratora. Możl...