Autorka książki chciała nam przekazać cudowną wartość, którą jest miłość. Każdy chciałby jej doświadczyć. Pokazać całemu światu, że jest się szczęśliwym. Główna bohaterka po zdarzeniu, które stało się w Nowym Jorku nie chce mieć chłopaka i dużego kontaktu ze społeczeństwem. Chce się zajmować rachunkowością i pomaganiem tacie w klubie.
Kiedy przeczytałam pierwsze 20 stron, byłam przekonana, że ta książka kompletnie nie przypadnie mi do gustu. Jednak dalej akcja się rozwinęła i było już lepiej. Momentami zdziwiło mnie zachowanie Ashera i November. Czasami czegoś chcieli a po czasie z zdanie. November była ciągle nie zdecydowana. Raz chciała go pocałować , a później nie. Chciała ze wszystkim poczekać i się nie spieszyć. Była mocno zakręcona i uśmiech nie znikał jej z twarzy. Swojego psa (który uratował jej życie) bardzo kochała. Nie potrafiła bez niego żyć. 2 razy uratował jej życie i była mu za to wdzięczna.
Miałam,dylemat oceniając tą książkę, była naprawdę dobra ale spodziewałam się czegoś lepszego. Momentami denerwowali mnie bohaterowie więc to też na minus.
Pod koniec fabuła mnie wciągnęła i pokazała, że po burzy wychodzi słońce i to jest najważniejsze. W życiu trzeba się cieszyć i zarażać tym śmiechem.