Idący na czele wojsk chrześcijańskich Bolesław, syn Dypolda uderzył pierwszy. ?[...]pierwsze wszczęło walkę wojsko złożone z krzyżowców, ochotników i kopaczy złota (uzyskało bowiem ten zaszczyt, o który gorliwie zabiegano, za zezwoleniem księcia Henryka)[...]? Z żalem należy skonstatować, iż właśnie w tym celu Ordu wysunął awangardę, licząc na związanie walką korpusów wroga, by wreszcie ze skrzydeł wykonać potężne uderzenie łucznikami. Jednak cel zrealizował tylko częściowo, bowiem najliczniejsze, a zarazem najbardziej wartościowe korpusy chrześcijańskie, czekały zawiązania się boju. Tymczasem krzyżowcy pod auspicjami księcia morawskiego parli niepowstrzymanie naprzód. ?Krzyżowcy i obcy rycerze rozbili kopiami pierwsze szeregi Tatarów i posuwali się naprzód.? Rozwój wydarzeń srodze zawiódł Ordu. Jego linia, dostosowana zarówno do starcia czołowego, jak i manewru na flankach, została poważnie nadwątlona. Jednak na pierwsze niepowodzenie reaguje natychmiast natarciem korpusów skrzydłowych, zamykając ciasną obręczą łuczników rycerzy Boleslawa. Wywiązuje się potworny bój, w którym samotny korpus krzyżowców stawia czoło trzem formacjom mongolskim. Otoczony Dypoldowicz jest w pułapce. Prawdopodobnie w tym momencie, skutkiem wysokich strat w jego szeregach i przełamania centrum, do walki przystępuje von Ostem. Położenie jednak jawi się tragicznie. Droga odwrotu została odcięta[...].