Wszyscy znają Woltera. Każdy ma o nim własne zdanie - za lub przeciw, na jedno wychodzi. Kiedy zbliżamy się do niego, wszystko jest jasne. Kiedy zagłębiamy się w jego życie, obfitość wydarzeń, piruety tej postaci, jej sprzeczności, jej kuglarskie sztuczki przyprawiają o zawrót głowy. Każdy jej gest rysuje się wyraźnie, a jednak sama postać niknie w pełnym świetle. Migocze zewsząd, a istnieje tylko w odblaskach.
Życie Woltera jest baletem. Najmniej monotonnym, jaki istnieje. Częściej niż człowiek pląsa w nim błędny ognik; tancerz jest nieuchwytny. Jak ująć i utrwalić odblaski tańczącego lustra, diamentu mieniącego się w blasku świeczników? Opisując Woltera d'Alembert uznał, że niepodobna go określić, i nazywał go „Pan Wielokształtny”. Jak wyłonić z tej zawrotnej mnogości form tę jedną jedyną, niezrównaną postać: pana de Voltaire? Nie ma nic bardziej zadziwiającego niż los tego pisarza. Owa zmienna istota kierowała swoim losem z niezachwianą konsekwencją. W wieku lat piętnastu młody Arouet wiedział, kim chce być i dążył do tego z wściekłym uporem i ambicją. Pojął, że musi być zarazem bogaczem i bardzo wielkim poetą. Zwyciężył na obu frontach. Niektórzy mówią, że nie jest „poważny”. To prawda. Zrobił wszystko, by się takim nie wydawać; lecz jest ponadto coś nieskończenie ważniejszego. Zdarza nam się zapominać, że każdy z nas nosi w głębi swego umysłu ślady pozostawione przez Kandyda. Wolter był niemal doskonałym uosobieniem pewnej mentalności, która oczywiście istniała we Francji przed nim, która wszakże znalazła swój ostateczny wyraz dopiero pod jego piórem.
Z Przedmowy