Opowieść jego długiego (92-letniego) życia zaczyna się od jego „najdłuższego” dnia ( jak sam to nazwał), tj. od 3 lipca 1941. Kiedy z grupą swoich żydowskich rówieśników dokonywał na rozkaz SS-Einsatzkommando ekshumacji setek rozstrzelanych przez wycofujące się przed Wehrmachtem oddziały sowieckiego NKWD więźniów politycznych na zamku w Złoczowie (70 km na wschód od Lwowa). Po ekshumacji młodociani grabarze sami stali się obiektem salwy dwóch ciężkich karabinów maszynowych SS. Shlomo, oszołomiony, schyla się głęboko, traci przytomność i pada pod ciężarem zwłok pracujących z nim kolegów. Pada, ale ten właśnie ciężar chroni go przed śmiercią.
Po latach Shlomo napisze książkę pt.”Wrota piekieł”, rozpoczynającą się opisem tego wydarzenia w Złoczowie.
Po latach Shlomo napisze książkę pt.”Wrota piekieł”, rozpoczynającą się opisem tego wydarzenia w Złoczowie.