Prawdę mówiąc sięgnąłem po tę książkę tylko dlatego, że nie miałem pod ręką nic ciekawszego. Nie dość że nie jestem jakimś wielkim fanem literatury młodzieżowej, to jeszcze napis u góry okładki zapachniał takim banałem, że zacząłem mieć myśli raczej mało wesołe.
Jednak nie było tak źle, jak by się mogło wydawać. Nylund wpadł bowiem na pomysł genialny. Bierzemy panteon postaci mitycznych, przenosimy je na grunt współczesny, dorzucamy wciągającą historię, mieszamy z kilkoma zwrotami akcji i mamy potencjalną żyłę złota.
Same sylwetki bohaterów są sprawnie skomponowane, dialogi między nimi, chociaż trochę uproszczone, również nie dają powodów do utyskiwań. Kolejną zaletą są wplecione w fabułę miejskie legendy, naprawdę zgrabnie to autor zrobił. Nawet przypisy potrafił rozpisać w sposób oryginalny i napędzający ciekawość czytelnika. Ten kto po książkę sięgnie, zorientuje się prędko, co jest w nich takiego wyjątkowego.
Niestety, jest również spora garść mankamentów. Niby nie są wielkie, ale zebrane do kupy mocno zaważyły na końcowej ocenie. Rodzeństwo Postów, pomimo IQ kwalifikującego ich do członkostwa w Mensie, zachowuje się często bardzo irracjonalnie, wręcz głupio. Gdzieś ta ich bystrość ulatuje w kluczowych momentach. Co jakiś czas rzuca się w oczy coś, co z logiką ma niewiele wspólnego, chociażby historia Roberta, czy ten nieszczęsny samochód. Zagadka na dziś: ile jest na świecie Maybachów Excelero ? Odpowiedź: 1 (słownie: jeden!). Zdawać by się mog...