Natrafiłam na tę książkę przypadkowo (jakże doceniam przypadkowe wakacyjne lektury...) i przyznam, że przeczytałam z dużą przyjemnością. Nie chcę spojlować, więc szczegółów nie zdradzę, ale chodzi o... no powiedzmy, Innych. Autor wyraźnie nie lubi ludzkości (ach, ten wredny homo sapiens), więc wymyślił sobie Innych żyjących pośród nas, i fabuła wieszczy, że mogą oni w końcu przejąć sobie naszą planetę - i dobrze nam tak, ponieważ, powtarzam, jesteśmy wredni. Zdolni, cwani, ale wredni. I ze skłonnością do autodestrukcji.
Daję tylko 6/10 z dwóch powodów: po pierwsze, główny bohater jest jakiś taki... nierozgarnięty trochę, no i w finale nadzwyczaj szybko przechodzi do porządku dziennego nie tylko nad możliwym wkrótce końcem homosapiensowej cywilizacji, ale i nad realnymi stratami w ludziach, których znał i podobno lubił. A po drugie, dla skontrastowania z parszywą ludzkością, autor obdarzył swoich Innych tyloma zaletami i mocami, że cała ta historia zamienia się w moralistyczną bajeczkę ku przestrodze. Może i ludzkość wykończy się na własne życzenie (no cóż, właśnie to robimy, prawda?), ale zaproponowana przez autora alternatywa jakoś mnie nie przekonuje.