Niewątpliwie z peryferii przychodzą do nas wiersze słowackiej poetki Jany Bodnárovej. Peryferii nie tylko w znaczeniu geograficznym, ale też: obrzeży spektakularnej rzeczywistości globalnej. Jeśli wizje autorki nie pochodzą akurat ze snów (a tych jest tu cała mnogość), to podsuwa ona często zdarzeniom rzeczywistym i ich bohaterom możliwość swoistej rehabilitacji. W wierszu bowiem, w jego zagęszczonym i rozwibrowanym interpunkcyjnie zapisie, testowi tego, co realne, może umknąć pocięta na kadry, obfita w konteksty wkładka rzeczywistości. Rozluźniona w ten sposób, dzięki logice snu, plastyczna wizja ludzi, dialogów i miejsc peryferyjnych nie stanowi jednak clue tych wierszy, to jedno z narzędzi poetki. Za jego pomocą na jednym z planów tego tomu owe odrealniające sztuczki zdają się służyć przemycaniu w nich historii centralnych, a tylko widzianych zbyt często jako peryferyjne: perspektywy doświadczeń kobiet oraz ich wspólnoty. Wszystko to jednak Bodnárová czyni podskórnie, jak gdyby mimowolnie – pod naporem dziesiątek scenek, zanotowanych obrazów miast i ulic, historii ludzi, dociekań, zjaw, kwiatów, zwierząt, wypisów ze starych ksiąg i strzępków rozmów.