Opinia na temat książki Zakaz gry w piłkę

@Elwira @Elwira · 2024-10-22 08:19:01
Przeczytane
Temat bardzo ważny i warty poruszenia, bo aż przeraża mnie czasami skala akceptacji w naszym społeczeństwie nienawiści w stosunku do jednej z najbardziej bezbronnych grup społecznych. I mówcie sobie co chcecie, ale strefy wolne od dzieci to to samo co strefy wolne od ludzi starszych albo niepełnosprawnych - to niedopuszczalne, że takie coś ma w ogóle miejsce.

Niestety, tekst Wiśniewskiego nie wnosi do tej debaty nic wartościowego, a nawet, powiem szczerze, jej szkodzi, bo niektóre jego tezy są wręcz absurdalne. Miałam czasami wrażenie, że nie miał on nigdy do czynienia z prawdziwymi dziećmi, bo gdyby miał, to nigdy by nie stwierdził, że stawianie dziecku granic to przemoc psychiczna.
Moim ulubioną rzeczą jest jednak to, jak Pan Autor podchodzi do własnego tekstu. Widzicie, zawsze wychodziłam z założenia, że każdy z nas jest trochę hipokrytą i że nie ma w tym nic aż tak złego - ważne, żeby nie dać się na swojej hipokryzji złapać, zwłaszcza jeśli pisze się teksty publicystyczne i opiniotwórcze. Wiśniewski jednak, na niekorzyść dla niego samego, ma pamięć złotej rybki i jak szybko pisze, tak szybko zapomina, co napisał. Na stronie pięćdziesiątej jest wzmianka o tym, jakie to dowody anegdotyczne są nic niewarte:

Gdybym dostawał pięć złotych za każdym razem, gdy ktoś przy mnie użył dowcipu albo anegdoty jako argumentu w dyskusji, mógłbym kupić sobie duże pudło klocków LEGO.

Jak najbardziej się z nim zgadzam. Dowody anegdotyczne to można używać przy wigilijnym stole, a nie w (niby)poważnej publikacji o poważnym temacie. A więc, skoro sam autor tak się tych anegdot brzydzi, pewnie postarał się, żeby jego książka była pełna odniesień do badań, przypisów i bibliografii? Nic bardziej mylnego, bo argumentów w stylu "ktoś mi kiedyś coś powiedział" jest w tej książce multum, w przeciwieństwie do, kurczę, no nie wiem, wypowiedzi ekspertów np., pedagogów, psychologów. Na stronie pięćdziesiątej pierwszej:


Rozmawiałem o tym ze swoją znajomą z Danii. Louise ma trzydzieści lat, ukończyła pedagogikę i jest nauczycielką w duńskim żłobku. Jedno z moich małych hobby to opowiadanie jej o polskim podejściu do wychowania i patrzeniu, jak ona wybałusza oczy, zaciska pięści i sapie przez zaciśnięte zęby: "Tak nie można!".

Na stronie pięćdziesiątej piątej:

Mit mówiący o tym, że bicie jest skutecznym środkiem wychowawczym, szczególnie trudno wyplenić.
Znałem osobę, która wyemigrowała do dużego miasta z zapadłej prowincji, gdzie nie były znane wszystkie nowoczesne wynalazki wychowawcze.

Na siedemdziesiątej pierwszej:

Poznałem chyba wszystkie rodzaju (sic!) humoru, najbardziej ryzykowne i obrzydliwe żarty. I cały czas się śmiałem. Aż w końcu humor mi się przejadł i przestałem. Dziś śmieszą mnie jedynie memy, japoński slapstick oraz inteligencki metahumor. Natomiast zupełnie alergicznie reaguję na żarty z dzieci.

I siedemdziesiątej piątej:

Chyba każdy, kto pisze i jednocześnie obcuje z dziećmi, musi odczuwać niezwykłą chęć, żeby ich przygody opisać i pokazać w druku.
Kiedyś o takim pomyśle opowiadała mi znajoma pisarka (mam wiele znajomych pisarek, więc nikt się nie dowie, o której z nich tu wspominam) - strasznie chciała pisać cykliczny felieton o życiu mamy, na przykład o tym, jak jej dziecko zrobiło kupę w wannie i się nią bawiło.

A także stronie osiemdziesiątej pierwszej:

Spotkałem się w sieci ze wspomnieniami ludzi o tym, jak w młodości długo żyli w błędnym przeświadczeniu na jakiś temat.

I dziewięćdziesiątej pierwszej, chyba mojej ulubionej:

Na widok okładki wytrzeszczyłem oczy ze zdumienia - widnieje na niej wielki napis: "DZIECI TO NIE LUDZIE".
- Co za bzdura. Oczywiście, że dzieci to ludzie, tylko młodsi. Każdy był kiedyś dzieckiem - powiedziało znajome dziecko, któremu pokazałem tę okładkę.

Aż się ciśnie na usta, że tym dzieckiem był Albert Einstein.

Pewnie jest tego więcej, ale poddałam się na sto drugiej stronie, gdzie opisana została pewnie zmyślona anegdotka o tym, że Pan autor z jakąś swoją znajomą zostali pouczeni w kawiarni przez innego klienta, że za głośno się śmieją, mimo że obok nich siedzieli jacyś pijani faceci, którzy byli ponoć od nich dużo głośniejsi, ale im nie zwrócono uwagi, bo osoba, która im tę uwagę zwróciła, pewnie się bała, że dostanie po mordzie, a w ogóle to ten klient, co zwrócił im uwagę, przez cały swój pobyt w kawiarni coś mansplainował swojej towarzyszce, o czym Pan autor doskonale wiedział, bo słyszał, mimo że żywo gadał i chichotał z osobami ze swojego stolika.

Nawet nie chce mi się tracić czasu na znęcanie się nad tą książką, bo wystarczą mi stracone pieniądze. Czekam, aż ktoś napisze w tym temacie coś sensownego.


Ocena:
Data przeczytania: 2024-10-14
× 1 Polub, jeżeli spodobała Ci się ta opinia!
Zakaz gry w piłkę
Zakaz gry w piłkę
Michał R. Wiśniewski
2/10
Seria: Poza serią

Dzieci, ich miejsce w społeczeństwie i przestrzeni publicznej, metody wychowawcze, rola i odpowiedzialność rodziców – każdy ma ten temat coś do powiedzenia. Wystarczy spojrzeć, ile komentarzy pojawia...

Komentarze