Nie czytało mi się świetnie. Być może dlatego, że nie wczytałam się w tytuł. To nie jest książka o zakonnicach, tylko o tej ich części, która zrzuca habit i odchodzi z zakonu. Pewnie, że podane fakty i przypadki są szokujące, ale po mojemu temat potraktowany jest jednostronnie i powierzchownie. Gdyby przesłaniem książki było: opowiem wam kilka historii, a potem poteoretyzuję - to OK, autorka porozmawiałaby z kilkoma byłymi zakonnicami, zebrałaby wszystko razem i cześć. Ale ona zdaje się ma ambicję podejść do sprawy szerzej, rozciągnąć te historie na trend zrzucania habitów, jako główny powód wskazując patologie, które mają miejsce w zakonach. Bo patologią faktycznie jest pozbawianie człowieka własnej woli, odcięcie od lekarzy, edukacji, snu, prasy, książek, podpasek. Czy takie rzeczy mogły się zdarzyć? Wierzę autorce, że tak. Takie rozmówczynie sobie znalazła. Czy zakonnice odchodzą? Niektóre z pewnością. Czy w zakonach żeńskich jest rzeczywiście tak strasznie? Tego nie wiem. I chciałabym posłuchać co do powiedzenia na ten temat mają te zakonnice, które nie odeszły, dlaczego to wszystko wytrzymują, skoro jest tak strasznie. I czy nie ma zakonów, gdzie zakonnice traktowane są godnie i z szacunkiem i nie muszą walczyć o przeżycie. I jak do tematu ustosunkowują się siostry przełożone, czy zarządzające. Znam kilka młodych zakonnic i ich rodziny i wierzyć mi się nie chce, że tylko odgrywają role zadowolonych i szczęśliwych, gdy przyjeżdżają do domu z wizytą. Kilka lat temu przez tydzień mieszkałam w ośrodku rehabilitacyjnym w jednym pokoju z zakonnicą, która przyjechała się podleczyć, tak jak ja. Nie wyglądała na uciemiężoną.
Dla mnie książka traktuje temat stronniczo i wybiórczo. I w dodatku mało tych historii. Choć wstrząsające, to fakt. Ale jak autorce skończyły się zebrane materiały, zafundowała czytelnikowi drugą - teoretyczną część, nudną jak flaki z olejem, która byłaby strawna, gdyby z niej zrobić wyciąg, bez cytowania lub powoływania się na „Gościa niedzielnego”, „Tygodnik Powszechny”, miesięcznik „W drodze”, „Nesweek”, RMF, czy wreszcie „Pudelek.tv” ( nie żartuję, zajrzyjcie do bibliografii części „Echa”). I jeszcze listy Jana Pawła II, roczniki statystyczne, kościelne dokumenty. Przebrnęłam, bo mam czytelniczy hart ducha.
To nie jest tak, że przedstawione materiały nie szokują, bo szokują, ale sposób ich podania jest nie najwyższych lotów, a ja chciałabym posłuchać i drugiej strony, bo na tym polega rzetelne dziennikarstwo, czyż nie tak? I chciałabym wiedzieć jakiego odsetka zakonnic problem dotyczy. Chyba nie wszystkich?Jest różnica między stwierdzeniem: w polskich zakonach dzieje się źle, a: są w Polsce zakony, w których źle się dzieje.
Ciekawa jestem jak z tematem odchodzących zakonnic zmierzyłaby się moja dziennikarska idolka - autorka „Polska odwraca oczy”. Tam działy się rzeczy okropne i niewiarygodne, a ja jej uwierzyłam. Jak autor pisze wiarygodnie i poruszająco, to z kolei ja tworząc opinię potrzebuję się powymądrzać nie tylko o książce, ale i o poruszanym temacie. Napisać co sądzę, wyrazić emocje, pooburzać się, poprzerażać, że jak to możliwe, że nie mogę uwierzyć, że skandal, że o matko!... Bo emocje buzują. A tu: nic nie buzuje, nie dowierzam. Nie mam potrzeby więcej pisać i tak za dużo naskrobałam.