Cytaty z książki "Zbrojni"

Do książki zostały dodane 87 cytatów przez:

@Adam84 @Adam84 (87)
Dodaj nowy cytat
– Cha, Cha, Cha, organy – wtrącił kwestor.
- To straszne widzieć go w takim stanie - powiedziała Angua, idąc za nim przez korytarz i schodami w górę.
- Pije tylko w depresji - wyjaśnił Marchewa.
- A dlaczego wpada w depresję?
- Czasami dlatego że nie może się napić.
W bibliotece Niewidocznego Uniwersytetu zwykle panuje spokój. Owszem, słychać szuranie stóp maga wędrującego między półkami, czasem krótki kaszel zakłócający akademicką ciszę, niekiedy też śmiertelny krzyk nieświadomego studenta, który nie potraktował starożytnej magicznej księgi z należną jej ostrożnością. Rozważmy orangutany. We wszystkich światach obdarzonych łaską ich obecności podejrzewa się, że umieją mówić...
Pisywał do domu co najmniej raz w tygodniu - krasnoludy zwykle tak robią. Marchewa miał dwa metry wzrostu, ale został wychowany jako krasnolud, a dopiero potem jako człowiek. Wyczyny literackie nie przychodziły mu łatwo, jednak się nie poddawał.
- Wygląda... znajomo - stwierdził. - Gdzieś już widziałem coś takiego. Proszę... jesteś krasnoludem, prawda?
- To na pewno ten mój nos - burknął Cuddy. - On mnie zdradza.
Mógłby prowadzić armie, myślała Angua. Naprawdę by mógł. Niektórzy potrafili całe kraje porwać do wielkich czynów dzięki mocy swej wizji. On też jest do tego zdolny. Nie dlatego że marzy o maszerujących hordach, o władzy nad światem czy o tysiącletnim imperium. On po prostu wierzy, że ludzie są tak naprawdę przyzwoici, że doskonale by się ze sobą zgadzali, gdyby tylko chciało im się postarać. Ta jego wiara jest tak silna, że jaśnieje jak płomień większy niż on sam. Marchewa ma swoje marzenie, a my wszyscy jesteśmy jego elementami, więc to ono kształtuje świat dookoła. A najdziwniejsze, że nikt nie chce go zawieść. To jakby kopnąć największego szczeniaka we wszechświecie. Działa jak magia...
Gdyby człowiek mógł choćby na moment zobaczyć wyraźnie ósmy kolor, a potem opisać go po powrocie do siedmiobarwnego świata, mówiłby, że to... "coś w rodzaju zielonofioletowego". Doświadczenia niełatwo się przenoszą z jednego na drugi.
- Twój topór — wybełkotał mężczyzna.
- Topór? Jaki topór? Mój topór? — Cuddy spuścił wzrok. — Coś podobnego! W ogóle nie zauważyłem, że go trzymam. Mój topór. Nie do wiary…
Mężczyzna starał się ustać na palcach. Łzy spływały mu z oczu.
- To nie jest zwykły topór — tłumaczył Cuddy. — Ciekawe jest w nim to, że to topór do rzutów. Trzy lata z rzędu zdobywałem mistrzostwo na Miedziance. W ciągu sekundy potrafiłem go wyciągnąć i rozszczepić gałązkę. Na piętnaście sążni. Bez patrzenia. I nie czułem się wtedy najlepiej. Atak mdłości.