Lubię kryminały z tej zimnej strony świata. Jednak do tego autora, nie wiedzieć dlaczego nie umiałam się zabrać. Książka stała na półce z czasem zastawiona innymi przybywającymi później i zapomniana. Z racji tego, iż z końcem roku staram się, chociaż minimalnie naruszyć skostniałe zaległości i wyciągam z przepastnych zakamarków biblioteczki właśnie te zapomniane książki, czas przyszedł i na "Zmierzch" Johana Theorina. Bez przekonania się za nią zabrałam, bo ani tytuł, ani okładka jakoś specjalnie nie zachęcały. Opis też nie specjalnie zapowiadał tak rewelacyjną lekturę.
To była naprawdę prawdziwa uczta dla mojego uwielbiającego ten gatunek literacki, "kryminalnego" serca. Aż dziw bierze, że to debiut i że autor tak wspaniale potrafił zapanować nad swoją historią. Opowiedzieć ją w tak zajmujący sposób, że ja nie mogłam się wprost oderwać. Jest to moje bodaj najlepsze pozytywne zaskoczenie literackie, tego roku. Teraz już na pewno bez niechęci i oporów sięgnę po inne pozycje tego autora.
Postacie doskonale pokazane. Świetnie "zapleciona" i przedstawiona cała kryminalna intryga. No i ten duszny klimat, na który zwracają też uwagę inni czytelnicy. Niektórzy pisarze potrafią tylko pisać o tym, Theorin potrafi go pokazać, pozwala go wręcz namacalnie poczuć, tę mgłę, która okazała się być nie mniej ważnym "bohaterem" tej książki, niż jej pozostałe postacie. Kto jeszcze "nie spróbował" tego autora, polecam serdecznie.