Bardziej mroczna niż część pierwsza. Bogowie w łaskawości swej, jako też ich świątobliwi ziemscy służebnicy, nie nadają przywileju lekkiej śmierci ani kacerzom, ani nawet pozbawionym dziewictwa kapłankom. Walka o władzę tradycyjnie bezwzględna.
Jedyne normalne państwo stworzyli Zwajcy, co to najpierw biją się mężnie, a potem zwycięstwo opijają, nie jak warcholstwo wszelakie, z niektórych krain ościennych się wywodzące, które w odwrotnej kolejności czynić zwykło.
Jedyne, co wydaje się budzić nadzieję, to zrywy wolnościowe pewnych dwóch bohaterek, które nie akceptują faktu, że ich los został przesądzony przez podłe cokolwiek bóstewka. Bóstewka, które do tego stopnia ułatwiają sobie wredne manewry z ludzkim gatunkiem, że wpisują kolejne pokolenia, a zwłaszcza niewygodne lub niepokorne jednostki w powtarzane od wieków schematy, nie pozwalając im przeżyć życia tak, jak chcą, lecz jak "kiedyś już wydarzyło się i ciągle wydarza"... Tyle tylko, że bohaterki owe moce ponadludzkie posiadły i z ich pomocą, kto wie, może uskutecznić zamiary swe zdołają. A zwyczajny, ani trochę magiczny człek szans żadnych na to nie ma.
Świat, w którym ludzkiemu gatunkowi dano wyłącznie pozór wolnej woli wydaje się przerażający... Nieporównywalnie gorzej jednak, gdy ludzie z wolnej woli i rozumu nie chcą, albo nie umieją korzystać.
Bardzo ciekawa postać Wężymorda, liczę na rozwinięcie wątku.