Raczej nie sięgam po horrory, ponieważ nie jest to gatunek, w którym czuję się dobrze. Nie ma między nami chemii. Jednak miałam ochotę przeczytać coś innego i w ten oto sposób skusiłam się na książkę Juliano.
Wyspa Clifford i ludzie tam mieszkający są ofiarami "zatrzymania się w latach dziewięćdziesiątych" przez wydarzenia, które miały miejsce w tamtym okresie. Osoba z zewnątrz od razu widzi, że coś jest nie tak. Stare telewizory, magnetowidy, ubrania, samochody, powtarzające się codzienne czynności o stałych porach... Teoretycznie nie brzmi to tak strasznie. Jednak zagłębiając się w tę historię czuje się niepokój i może trochę dezorientację.
Willow zniknęła na wyspie Clifford i to tam jej brat, dziennikarz, wybiera się, by poznać prawdę na temat siostry. Czy w ogóle żyje? Co się wydarzyło? Ludzie zamieszkujący wyspę są na pozór pomocni, ale też nie mają oporów w pokazaniu, że jesteś niemile widziany. Powody są różne, a nawet zaskakujące.
"Zostawcie nas w spokoju" na pewno przypadnie do gustu czytelnikom lubiącym duszny klimat, który towarzyszy niepokojącym zdarzeniom i ludziom mającym wiele twarzy. Byłam ciekawa do czego dąży ta historia, byłam czujna a jednocześnie chciałam być mocno zaskoczona tym, co tu się działo. Przez rozłożenie w czasie czytania nie do końca poczułam tę historię. Nie wgryzłam się, nie poczułam większych emocji, choć mocno na nie liczyłam, co nie oznacza, że nie potrafię przedstawić plusów powieści i zachęcić Was do przeczytania.
Historia przedstawiona z kilku perspektyw poszerza obraz wyspy Clifford, jej mieszkańców i osób, które dopiero na nią przybywają. Na przestrzeni kilkudziesięciu dni poznaje się Willow, Harpera, Lilly oraz innych mieszkańców Clifford, a także przeszłość, która wyjaśnia początki tego, co dzieje się na wyspie. Fabuła urozmaicona o listy, smsy czy też artykuły uatrakcyjnia lekturę.
"Zostawcie nas w spokoju" przypadnie do gustu fanom książek o dusznym, klaustrofobicznym klimacie. U mnie nie wywołała większych emocji, ale oceniam ją jako dobrą książkę.