Po książkę sięgnęłam skuszona opisem i opiniami. Mniej więcej wiedziałam, czego się spodziewać, ale to, co dostałam, przerosło moje oczekiwania.
Książka rozpoczyna się prologiem, z którego od razu dowiadujemy się, że Stella jako oskarżona o zabójstwo bierze udział w procesie. Od razu wiadomo, kto jest głównym podejrzanym i nieco później, kogo zamordowano. Nie wiadomo jednak, czy to na pewno Stella jest mordercą, chociaż wszystko na to wskazuje. Nie wiadomo też, jaki miała motyw, ani co ją łączyło z ofiarą. M.T. Edvardsson powoli odsłania część kart, a czytelnik przez całą książkę próbuje odkryć jak właściwie było z tym morderstwem, przy okazji poznając szokujące fakty z życia rodziny. Muszę jednak przyznać, że nie jest łatwo rozwikłać zagadkę i to jest w tej powieści najfajniejsze. Autor od początku zgrabnie manipuluje czytelnikiem, podsuwa fałszywe tropy, wprowadza w ślepe zaułki, bawi się nim. Rozwiązanie zagadki pojawia się dopiero na samym końcu i jest sporym zaskoczeniem.
Pozycja ta została podzielona na trzy części, w których kolejno wypowiadają się ojciec, córka i matka. Zabieg ten spowodował, że mamy możliwość poznać bieżące i przeszłe wydarzenia z perspektywy każdej z osób. Taki podział ról był naprawdę bardzo dobrym pomysłem. To samo wydarzenie z życia rodziny jest przedstawione za każdym razem w innych sposób, przefiltrowane przez emocje, uczucia, poglądy i ograniczenia danej postaci. Autor dopracował sylwetki swoich bohaterów. Najbardziej spodobała mi się postać Stelli, dziewiętnastolatki, która wciąż szuka swojego miejsca na ziemi. Dziewczyna wyróżnia się na tle innych wyjątkową, oryginalną i niepowtarzalną osobowością. Stella ma tylko jedną przyjaciółkę, od wczesnych lat życia tę samą. Amina jest pozornie zupełnie inna, spokojna, poukładana, porządna. Pozornie, bo za fasadą koleżanki są bardzo podobne, ulepione z jednej gliny. Jednak nie tylko główne postaci zostały w tej pozycji wyśmienicie wykreowane. Ta powieść o zbrodni to nie tylko ojciec, matka i córka. To dużo więcej barwnych osobowości, z których każda w jakiś sposób kształtuje bieg tej historii i ma dla przebiegu fabuły jakieś znaczenie. Mniejsze lub większe, ale zawsze ma. Każdy bohater jest jakiś, każdemu możemy kibicować i starać się poznać motywy jego postępowania.
Chociaż nie ma tu pędzącej akcji, a nawet są momenty zastoju, które mogą nużyć, całość wypada rewelacyjnie. Zachłysnęłam się atmosferą i napięciem, które jest w tej powieści wręcz namacalne. To ono sprawia, że ta historia staje się nieodkładalna. Chociaż morderstwo stanowi trzon tej powieści, nie jest to jej jedyny wątek. Jest to książka o sile więzów rodzinnych i o sile przyjaźni, o dylematach moralnych, o tym, co jest najważniejsze w życiu i jak łatwo dla najważniejszych dla nas osób wyrzec się swoich zasad i wartości.
„Zupełnie normalna rodzina” to wciągająca historia pozornie normalnej rodziny, w której miłość i ideały, które przyświecały im całe życie, zostają wystawione na próbę, a o tytułową normalność będą musieli zawalczyć. To wnikliwe studium psychologiczne z niebanalną, przemyślaną fabułą, w której każde zdarzenie ma swoje miejsce i nic nie dzieje się przypadkowo. Wreszcie to doskonale wykreowani, barwni i wielowymiarowi bohaterowie. Przede wszystkim jednak to książka o kłamstwie, pozornej stabilizacji, udawanej bliskości i o rodzinie zbudowanej na fałszu. To historia, o której nie sposób zapomnieć. Z czystym sumieniem mogę polecić ten thriller, z nadzieją, że i Was zachwyci.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova.