Dla tych którzy nie wiedzą cóż to: 15 września obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Kropki, czyli święto odkrywania talentów, kreatywności, odwagi, a przede wszystkim dobrej zabawy. O tym, że jest to święto niezwykle potrzebne mnie przekonywać nie trzeba. Świadczą też o tym wszystkie, pojawiające się tu i ówdzie, utyskujące na wszelkiego rodzaju przedszkolne i szkolne wymysły (zabierające czas i pieniądze!), wpisy zniechęconych rodziców. Przyznam się wam, że czytając je byłam w lekkim szoku. Naprawdę nie trzeba kupować dziecku, na jednorazową okazję, ciucha za miliony monet i tracić czasu na zjechanie tysiąca sklepów, bo akurat w żadnym nie ma niczego w kropki. Istnieje coś takiego jak farby/mazaki (groszowe sprawy) do tkanin albo w ostateczności najzwyklejsze w świecie mazaki, którymi również można uszlachetnić ubranie. Można też wyciąć kółka z jakiegokolwiek materiału i najprostszym w świecie ściegiem przyszyć do czegoś innego - i mówię to ja, totalna noga w szyciu. Przy okazji spędza się czas z dzieckiem robiąc coś wspólnie, pokazuje się, że przy odrobinie chęci można zrobić coś z niczego. Bo przecież o to w tym chodzi, prawda?
Wracając do pytania. My spędziliśmy ten dzień głównie na spacerowaniu i zbieraniu orzechów. Za jednym podejściem przytachaliśmy do domu kilka kilogramów (NIKT ich nie zbiera! Są grabione z liśćmi…). Teraz się suszą, a my myślimy, do czego je wykorzystać (wszelkie przepisy mile widziane). Emi na pewno część przeznaczy na dokarmianie parkowych wiewiórek, bo bardzo chce pokazać siostrze, jakie z nich słodziaki.
I w tym miejscu powoli zbliżam się do tego o czym chciałam pisać, czyli jak starsze dziecko odkrywa świat przed młodszym i jakie ma pomysły na jego objaśnianie. Ja bym na to zwyczajnie nie wpadła, dlatego gdy młoda wykazuje chęć, żeby „poczytać” Elizie, to się nie wtrącam. Dzięki temu przekonałam się na przykład, że książkę „100 pierwszych słów. Świat wokół mnie” może być lekturą ciekawszą niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Bo oczywiście można po prostu wskazać na obrazek z pieskiem, kamieniem, kotkiem i powiedzieć maluchowi, że jest to piesek, kamień lub kotek. Można oczywiście coś o tym na co się wskazuje poopowiadać albo zaśpiewać o tym piosenkę (zawsze się dziwię, ile przy takiej okazji dziwnych rzeczy pamiętam). Ale nie tylko. Jak się okazuje można również łączyć obrazki z różnych stron książki w nieoczekiwane pary albo wykluczać te, które najmniej do reszty pasują. Przy odrobinie wyobraźni wychodzi z tego niezła zabawa. Zwłaszcza, gdy te połączenia i wykluczenia są dla dorosłego totalnym zaskoczeniem, bo nasze skojarzenia chodzą już bardzo utartymi ścieżkami, a te dziecięce są wciąż nieodgadnione. I to jest piękne.
Jeśli więc szukacie solidnie wykonanej – po raz kolejny przekonałam się, że Wydawnictwo Jupi Jo to gwarancja jakości – książeczki sensorycznej dla najmłodszych czytelników, to gorąco polecam tę serię. Jest kolorowo i z uśmiechem, poza tym znajdziecie tutaj sporo elementów do macania (różne faktury) i przestrzeni do przetykania paluchów (otwory o przeróżnych kształtach). Książeczka spełnia więc swoje zadanie: bawi, stymuluje zmysły i wspiera rozwój manualny.
P.S. Emi wymyśliła sobie, że znajdzie każdą kropeczkę w tej książce. A, że prawie każdy elemencik ma oczy, trochę tego było
P.S. 2 Tłumaczyłam Emi, że orzechy są dobre na mózg. Gdy ją później o to zapytałam uznała, po swojemu, że dzięki orzechom będziemy mieć „Grube Mózgi”. Podoba mi się takie podejście