Ewa kolejny raz narusza zasady i ponownie zostaje wydalona ze szkoły. Zawsze żyjąca na uboczu, „inna” niż wszyscy, nie potrafiąca dogadać się ze swoją rodziną. W końcu znajduje idealne rozwiązanie swoich problemów. Szkoła z internatem dla uzdolnionej młodzieży to jest to! Jednak początkowe sielskie życie w nowym otoczeniu oraz z nowymi znajomymi zaczynającymi ją akceptować, zaczyna się powoli psuć. Jej geniusz, a także ogromna ciekawość doprowadzają do dramatycznych wydarzeń. Ewa ociera się o śmierć, by w końcu spotkać Setha, który przybywa do szkoły w ściśle określonym celu, nie spodziewając się co zastanie na miejscu.
„Gorączka” Dee Shulman przenosi nas w dwa (a nawet trzy) różne światy. W Londinium 152 roku Sethos Leontis, jeden z najlepszych gladiatorów, ulubieniec publiczności w krótkim czasie doświadcza gamy różnorodnych uczuć, zyskuje bezcenny skarp by zaraz stracić go przypuszczalnie bezpowrotnie. Ewa Koretsky mieszka w dzisiejszej Anglii, zmaga się z codziennością osoby wybitnie inteligentnej, zawsze odstającej od grupy. Chroniąc się przed bólem i rozczarowaniami, odsuwa się od wszystkich przez co jest ogromnie samotna. W St Magdalene''s znajduje spokojną przystań wśród, wydać by się mogło ludzi podobnych do niej. Ale czy na pewno?
Książka podzielona jest na rozdziały z określonym czasem zdarzeń i oddzielnymi tytułami (co bardzo lubię jednak tu wydawało mi się, że często nie były one adekwatne do treści), a także na trzy części, które w pewien sposób oddzielają etapy tej historii. Lawirujemy między rokiem 152 i narracją trzecioosobową pisaną z perspektywy Setha, a teraźniejszością z pierwszoosobowym opisem Ewy.
Szczerze mówiąc zachęcona wspaniałą okładką, intrygującym opisem, a także faktem, że książka należny do cyklu historii „Poza czasem”, którego inne części zbierają bardzo pozytywne oceny, spodziewałam się czegoś zgoła innego. Początkowo za wielki plus przyjęłam fakt, że główni bohaterowie nie spotykają się już w pierwszym rozdziale. Pomyślałam „Wow! To coś nowego!”. Jednak coraz bardziej odwlekająca się ta chwila, która fakt faktem jest jednym z ciekawszych momentów każdej książki, zaczęła mnie lekko irytować. I chyba właśnie dzięki temu tak szybko przeczytałam tą książkę. Z każda mijającą stroną zastanawiałam się czy to już. W rezultacie doczekałam się naprawdę ciekawego i emocjonującego finału, na który warto było czekać. Jednak wracając myślą do początku „Gorączki” uważam, że autorka inaczej mogła to sformułować (np. akcje dziejąca się w Londinium wstawić jako retrospekcje), bo w rezultacie wyszła jej trochę nużąca historia, która może zniechęcić potencjalnych czytelników. I taki odkrywanie niemal natychmiast prawie wszystkich kart też sprawia, że książki nie czyta się już z takim zaciekawieniem.
Starożytny świat przedstawiony jest też moim zdaniem lekko pobieżnie. Niby są niemal nadzy gladiatorzy z niebezpiecznymi zabawkami, stateczni obywatele, wspaniałe budowle itd. Jednak ja nie czułam tego klimatu tamtych czasów. Wydawać by się mogło, że autorka nie dołożyła starań w odpowiednie przygotowanie materiału na ten temat.
Co do samych bohaterów jako takich to niestety też nie podbili mojego serca. Bardziej do gustu przypadła mi jednak Ewa. Bardzo oryginalna osoba, pełna ciągle tłumionych emocji, z chyba wrodzoną „sympatią” do wszelakich kłopotów (niektóre ściągała na siebie sama, w inne wpadała zupełnie niespodzianie). Jednak minusem jest tu niemal ciągle wspominanie jaka to ona jest inna i nieszczęśliwa, aspołeczna i w ogóle istna Sierotka Marysia... Seth zaś był jak dla mnie trochę zbyt idealny. Przystojny, umięśniony, inteligentny, co tylko dusza zapragnie. Może i tacy perfekcyjni panowie czasami mi się podobają tu jednak nie przypadło mi to do gustu.
Część z postaci drugoplanowych była jednak całkiem ciekawa i bardzo dobrze się o nich czytało.
Na temat tytułowej gorączki nie można powiedzieć zbyt dużo. Cała fabuła krąży gdzieś wokół niej. Watek ten owiany jest jednak wielka tajemnicą. Na wiele pytań nie odnajdujemy odpowiedzi i mam nadzieje, że stanie się to w kolejnym tomie.
Podsumowując: książka okładkę ma wspaniałą i tylko dla niej warto ją przeczytać… A tak na poważnie to „Gorączka” Dee Shulman mimo swoich wad warta jest przeczytania. Mnie osobiście zaciekawiła. Ostatnie strony zrekompensowały mi lekką nudę początku tej opowieści i naprawdę zaciekawiły, pozostawiając w oczekiwaniu na kontynuację. Więc jeśli macie ochotę na lekką lekturę o wielkiej miłości, tajemnicy niebezpiecznego wirusa, a nawet podróżach w czasie to polecam ta pozycję. Może nie zapałacie do niej wielką miłością, ale miło spędzicie z nią czas.
Z:
http://magiastron.blogspot.com