-Ragnar, dojeb tych skurwysynów.
-Z przyjemnością, Lagertha.
„Anyway” to drugi tom cyklu Fighter autorstwa Pauliny Świst. Książka została wydana przez Wydawnictwo Akurat (Muza).
„Anyway” jest drugą książką Pauliny Świst, którą przeczytałam, a w zasadzie pochłonęłam w chwilę. Gdy czytałam opis „Fightera” (pierwszy tom), to z jednej strony czułam, że cholera, to nie są moje klimaty, a z drugiej – coś mnie ciągnęło w stronę autorki, jakbym przeczuwała, że może mnie miło zaskoczyć. Tak właśnie było. „Fighter” sprawił, że pokochałam styl Pauliny Świst. Czy „Anyway” podtrzymało poziom „Fightera”? Ekhem… „No kurwa, oczywiście, że tak!”.
Ksenia „Werner” Wernerowska i Patryk „Cwibel” Cebulski, których poznaliśmy przy okazji „Fightera”, dali sobie czas na to, aby przez chwilę poczuć się beztrosko – zamknęli się w bańce ułudy spokoju, która aktualnie brutalnie pękła. Na Polę Werner wylewa się wiadro hejtu, a Cwibel… zostaje oskarżony o zlecenie zabójstwa. Na pomoc Patrykowi wyrusza zespół adwokatów NRJ z szefem i założycielem Krystianem Ragowskim na czele. Do drużyny dołącza Iga Mianowska, która ma być nowym "nabytkiem" kancelarii. Czy uda się naprostować sytuację Patryka? Jak będą wyglądały burzliwe od początku relacje między Krystianem a Igą? Tego dowiecie się z lektury "Anyway".
Bardzo podoba mi się w twórczości Pauliny Świst to, że autorka umiejętnie łączy sensację, kryminał i erotyk. Nie skupia się albo jedynie na śledczo-adwokacko-gangsterskiej fabule, co byłoby przytłaczające, albo jedynie na seksie czy romansie – co byłoby nieautentyczne i aż do porzygu. Tutaj obie części są świetne i współgrają ze sobą. Angażujemy się w akcję, angażując się zarazem w losy bohaterów. Z jednej strony można w świetny sposób łączyć sobie kawałki układanki na przestrzeni stron, a z drugiej strony nic nie jest aż tak bardzo zagmatwane, żeby nie można było tego na spokojnie ogarnąć.
Jeśli chodzi o bohaterów, to mówiąc krótko – każda z postaci była w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie, zachowywała się odpowiednio. I pisząc „odpowiednio” nie mam na myśli, że dobrze, prawilnie.
Po prostu tak, jak być powinno. Wszystko pasowało do siebie, wszystko się spinało. Raz wanilia, a raz chilli. Już nie mówiąc o Idze, która została wykreowana na diabelnie inteligentną, seksowną, kobiecą, ale i wrażliwą kobietę, która potrafi zmiażdżyć jednym zdaniem lub samym spojrzeniem, gdy tylko tego chce. Polubiłam tę cholerę.
Głównym plusem autorki jest to, jak już pisałam wcześniej, że Paulina Świst nie stara się na siłę zmiękczyć rzeczywistości. Jeśli coś ma mieć dobitny wyraz, to go ma. Gdy komuś ucieknie autobus, to nikt tam nie powie „czmychnął mi owy autobus i cóż ja teraz pocznę, gdyż do pracy śpieszno mi”. Większość z nas rzuci jednak słowa lepiej oddające naszą frustrację i wkurwienie. I właśnie to jest niezaprzeczalnym plusem autorki – język prawdziwy, język wulgarny, ALE pasujący do sytuacji, pasujący do bohaterów. Nietrudno jest wpleść przekleństwa w książkę, wpleść w język bohaterów, ale sztuką jest sprawienie, aby wyglądało to naturalnie, żeby nie było wymuszone. I tutaj oczywiście jest zrobione to tak, że aż ma się ochotę pochłaniać tom za tomem, książkę za książką. Czytać wszystko, co Paulina Świst ma nam do zaoferowania.
Przed pierwszym tomem miałam jednak obawę, że sceny erotyczne będą przesadzone, przedłużane i że książka będzie się w zbyt dużej mierze właśnie opierała na seksie, a jednak tak nie było. Wszystko było wyważone – pogłębianie tego, co pogłębić się powinno i przechodzenie dalej, gdy trzeba. „Anyway” podtrzymuje poziom i pod tym względem. Przede wszystkim – czytając, nie czułam się zażenowana, a jednak przeważnie czytam innego rodzaju książki. Paulina Świst będzie moim wyjątkiem od reguły. Już sobie obiecałam, że nadrobię wszystkie jej książki.
Podoba mi się również to, że w książce, choć w specyficzny sposób, pojawiają się wątki romantyzmu, połączone z poświęceniem, lojalnością, tak zajebistym poczuciem odpowiedzialności. Mam tutaj na uwadze to, co można zrobić dla drugiej osoby w, po pierwsze, sytuacji tradycyjnej, a po drugie – zupełnie skrajnej.
Autorka skupia w swoim stylu wszystko to, co najlepsze. Ironia, cięty język, błyskotliwe dialogi, teksty tak aktualne i trafione w punkt, że aż nie sposób nie parskać przy czytaniu. Ja parskałam, a rzadko mi się to zdarza. Nawiązania do popkultury (cały wątek Ragnara i Lagerthy to traf w dziesiątkę!), wplatanie aktualnych spraw faktycznie mających miejsce realnie w przemyślenia bohaterów. A jak pojawiały się angielskie wstawki, to i dobrze użyte. Małe, a cieszy.
A, no i plusem jest też to, że historię poznajemy z perspektywy Igi i Krystiana, ale także Kseni i Patryka. Spojrzenie Igi i Krystiana jest wiodące, ale wstawki z perspektywy Kseni i Patryka niesamowicie ważne. Podobało mi się to, że mogłam poznać sytuację dogłębnie. Również podobało mi się to, że jedna sytuacja niekiedy zostawała rozbita na kilka perspektyw. Jest Iga, dwie strony. Zaraz Krystian, dwie strony. Zaraz znowu Iga… I to było akurat tak potrzebne w niektórych scenach, że aż chciałam powiedzieć „Dobra robota, Świst, dobra robota”.
Jeśli jeszcze nie znacie twórczości Pauliny Świst, to koniecznie zacznijcie od "Fightera", a jeśli już macie pierwszy tom za sobą, to łapcie za "Anyway" - nie zawiedziecie się.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Akurat (Muza).