„Atlas chmur”, powieść autorstwa Davida Mitchella to utwór wyjątkowy i niezwykle zaskakujący. Skłamałabym jednak, gdybym stwierdziła, że książka zauroczyła mnie od pierwszej strony i nie pozwoliła się odłożyć dopóki nie dotarłam do finału. Powieść, a szczególnie jej pierwszą połowę, czytałam kierowana raczej zawzięciem niż zainteresowaniem.
„Atlas chmur” na pierwszy rzut oka wydaje się utworem złożonym z sześciu odrębnych, niepowiązanych ze sobą opowiadań, których akcja rozgrywa się w różnych częściach globu i różnych przedziałach czasowych (od XIX aż do bliżej niesprecyzowanej przyszłości) . Nowelki składające się na powieść reprezentują różne gatunku literackie, mamy więc kolejno: dziennik, powieść epistolarną, powieść sensacyjną, utwór kojarzący się z groteską, powieść science-fiction i powieść przygodową z elementami filozoficznymi. Pierwsza część „Atlasu chmur” - „Adama Ewinga Dziennik Pacyficzny” - jest niezwykle mocno stylizowana zarówno w warstwie językowej jak i stylistycznej. Tą część powieści czytałam najdłużej i sprawiła mi ona niemało kłopotu, a nawet zniechęciła mnie na pewien czas do dalszego poznawania książki. Kolejne części powieści Mitchella - „Listy z Zedelghem”, „Okresy półtrwania. Pierwsza zagadka Luisy Rey”, „Upiorna udręka Timothy’ego Cavendisha”, „Antyfona Sonmi-451”, „Bród Slloshy i wszystko co potem” – czytałam już bez dłuższych postojów.
Tym co mnie urzekło w „Atlasie chmur” nie była fabuła poszczególnych części, ale forma powieści. Autor zbudował swój utwór w niezwykle przemyślny sposób. W miarę jak czytelnik posuwa się do przodu z niemałym zaskoczeniem odkrywa, że poszczególne części łączą się ze sobą. Sposób w jaki dane historie zostały przedstawione niezwykle silnie kojarzył mi się z odwróconą konstrukcją szkatułkową. Czytając kolejne fragmenty „Atlasu chmur” odkrywałam, że ich bohaterowie poznawali historię swych poprzedników. Tym samym dane opowiadanie funkcjonowało w dwóch wymiarach czasowych: w teraźniejszości (kiedy daną historię poznawał czytelnik powieści) i w przeszłości (kiedy dopiero co poznane przez czytelnika „Atlasu chmur” opowiadanie okazywało się być tekstem, który odkrywa i poznaje bohater kolejnego opowiadania). Kolejnym interesującym zabiegiem było urywanie danej części w najbardziej ekscytującym momencie akcji.
Ogromne wrażenie wywarła na mnie druga połowa powieści, która została zbudowana symetrycznie do części pierwszej. Po „pełnym” opowiadaniu „Bród Slloshy i wszystko co potem”, autor dopowiada powiadania, które zostały wcześniej ucięte w następującej kolejności: „Antyfona Sonmi-451”, „Upiorna udręka Timothy’ego Cavendisha”, „Okresy półtrwania. Pierwsza zagadka Luisy Rey”, „Upiorna udręka Timothy’ego Cavendisha”, „Adama Ewinga Dziennik Pacyficzny”. Druga połowa „Atlasu chmur” ponownie zostaje zbudowana na pomyśle powieści szkatułkowej. Bohaterowie poszczególnych opowiadań otrzymują możliwość poznania zaginionych części tekstów. Okazuje się, że poszczególne opowieści są ze sobą o wiele mocniej związane niż wynikałoby to z pierwszej połowy „Atlasu chmur”. Działania, które podejmowali bohaterowie miały bowiem bezpośredni wpływ na kształtowanie się przyszłości świata.
Powieść Davida Mitchella jest wyjątkowa nie tylko ze względu na zastosowanie pomysłowej budowy utworu. „Atlas chmur” to powieść o niezwykle bogatej warstwie filozoficznej czy symbolicznej. Mitchell ciekawie przedstawił kwestię reinkarnacji, powtarzalności losów ludzkich, czy zakreślania kół przez historię.
„Atlas chmur” to powieść dla dojrzałego, wymagającego czytelnika, który poszukuje w literaturze nie tyle przyjemnych i łatwych w odbiorze fabuł co interesujących rozwiązań literackich i niecodziennych konceptów. To powieść, której trzeba poświęcić wiele czasu i uwagi, której urok i genialność rozpoznaje się dopiero po dotarciu do ostatniej strony. Przyznam, że męcząc się przy pierwszej części „Atlasu chmur” nie spodziewałam się, że książka wywrze na mnie tak ogromne wrażenie.