Model czasu: niekończąca się matrioszka z namalowanymi momentami, każdą laleczkę (teraźniejszość) umieszczoną wewnątrz łańcucha laleczek (wcześniejsze teraźniejszości) nazywam faktyczną przeszłością, ale postrzegamy ją jako przeszłość wirtualną. Laleczka "teraz" w podobny sposób obejmuje łańcuch wszystkich teraźniejszości, ktore dopiero nastąpią, a które ja nazywam faktyczną przyszłością, lecz postrzegamy je jako przyszłość wirtualną.
"Atlas chmur" to właśnie niezwykle kunsztowna literacka matrioszka - piękna, niezwykła, mądra. Porusza, zmusza do myślenia, a gdy przyjdzie na to odpowiedni moment - wywołuje uśmiech na twarzy. Matrioszka Mitchella składa się z sześciu laleczek (czyli sześciu opowiadań), które wydawałoby się nic ze sobą nie łączy. Uważny czytelnik wyłapie jednak subtelną sieć pewnych zależności, które niczym pajęczyna snuje się między przeszłością i teraźniejszością, a także przyszłością. Ten sam czytelnik zacznie zastanawiać się nad losami ludzkiej duszy. Czy rzeczywiście "dusze przemierzają wieki, jak chmury przemierzają niebo"? Jaki wpływ na jednostkę ludzką ma to, co było, i jaki wpływ ta jednostka będzie miała na to, co dopiero będzie?
Podczas gdy będziemy próbowali sobie odpowiedzieć na te pytania (i jeszcze wiele innych, które zrodzą się w naszej głowie podczas czytania powieści), będziemy świadkami sześciu różnych historii, rozgrywających się na przestrzeni wieków. "Atlas chmur" to swoista podróż w czasie, którą odbędziemy w bardzo nietypowy sposób. Pierwsza, a zarazem najstarsza laleczka z naszej matrioszki, przedstawia losy Adama Ewinga, amerykańskiego notariusza odbywającego podróż przez Pacyfik w 1850 r. Kiedy przebrniemy już przez część powieści, przywykniemy do dość trudnego XIX-wiecznego języka, historia nagle się urywa. I oto poznajemy nowego bohatera - Roberta Frobishera, młodego wydziedziczonego kompozytora, który musi nieźle się nakombinować, by zarobić na chleb. Zapoznamy się także z dziennikarką, która wplątuje się w wielką i zagrażającą jej życiu aferę. Będziemy towarzyszyć wydawcy książek, Timothy'emu Cavendishowi, w ucieczce przed gangsterami, a także wysłuchamy wywiadu, którego udziela genetycznie modyfikowana fabrykanta, przeżywająca Uniesienie. Zakończenia tych opowieści nie poznajemy od razu. Mitchell pozostawia nas w ten sposób w niepewności, ale gdy dotrzemy do kulminacyjnego momentu, czyli jedynej historii opowiedzianej w całości, wszystko po kolei zaczyna się wyjaśniać.
Nowatorskie rozwiązania zastosowane przez autora nie dotyczą tylko kompozycji powieści. To, co wyróżnia książkę spośród innych, to różnorodność form narracyjnych i gatunkowych. Mamy tu więc takie formy przekazu jak dziennik, listy, wywiad, gawęda, natomiast obok powieści sci-fi znajduje się thriller. Taki misz-masz mógłby wywołać pewien chaos, lecz autor potwierdził tylko swoje niezwykłe pisarskie umiejętności, pokazując, że fantastycznie radzi sobie z każdą formą literacką, a ich różnorodność tworzy niezwykle spójną i bardzo przemyślaną całość. Warstwa językowa z kolei raz po raz wprawiała mnie w zdumienie. Każde z opowiadań jest napisane w języku odpowiadającym realiom i czasom, których ono dotyczy. Wyjątkowym kunsztem językowym autor wykazał się, pisząc historię Sonmi~451, w której mamy wielkie bogactwo neologizmów i przekształceń słów dobrze nam znanych. Jednak prawdziwy geniusz Mitchella objawił się w najlepszym, moim zdaniem, opowiadaniu - o Zachariaszu i wizji postapokaliptycznego świata po Upadku. Wszystko tu jest na najwyższym poziomie.
Biorąc do ręki "Atlas chmur", nie nastawiajcie się na literaturę lekką i łatwą. Przygotujcie się raczej na intelektualną grę między czytelnikiem a autorem, otwórzcie się na każde słowo płynące z lektury, dajcie się uwieść bohaterom, których los nie będzie Wam obojętny. Gwarantuję Wam najwyższych lotów literacką ucztę.