[Recenzja na podstawie darmowego egzemplarza otrzymanego od wydawnictwa]
Sardynka jest śliczna. Cicha, jak to rybka. Gdy mały Bill pomógł jej w biedzie, niczym bohaterka baśni odwdzięczyła mu się sekretem. Jak brzmiała jej opowieść - o tym milczą podania. Jednak cokolwiek powiedziała, sprawiło to, że tego samego dnia dotychczas bojący się wody chłopiec przetrząsnął garaż w poszukiwaniu maski do nurkowania i poświęcił Neptunowi swoje życie.
"Elokwencja sardynki" jest piękna. Przy lekturze towarzyszyło mi niezwykłe uczucie siedzenia jednocześnie na sali wykładowej i cichej plaży. François to naukowiec z intuicją bajkopisarza, u którego jak najbardziej legitne informacje z fizyki, chemii, zoologii czy historii opowiadane są jak legenda przekazywana dalej podczas niespiesznego spaceru wzdłuż morskiego brzegu - jego opowiastki o sztucznych perłach z uklei czy tajemniczym hilazonie mogłyby spokojnie zaczynać się od "dawno, dawno temu...". Bure, ciche morze z monotonnym szumem w opowieści Françoisa eksploduje kolorem, zapachem i dźwiękiem, zamieniając podwodny świat w baśniowe królestwo pełne wrzawy, tajemnic i skarbów - nawet, wydawałoby się, standardowe srebro łuski przybiera w oczach narratora dziesiątki odcieni. Kiedy akurat autor nie opisuje Atlantydy, przeskakuje w klimaty science-fiction - bo z czym innym można skojarzyć ocean, jak nie z kosmosem, gdy czyta się o pancerzach krewetek modliszkowatych z zakodowanych na nich spolaryzowanym sygnałem czy ultrafioletowych paskach marlinów oszałamiających makrele.Jak zazwyczaj biograficzne wtręty luźno związane z tematem w pozycjach popularnonaukowych mnie irytują, tak tu nie mogę się złościć - bo jak się gniewać na rozżalonego siedzeniem w kozie dzieciaka, którego kartka zapełnia się pluskiem wody i rybami, które choć na chwilę uwalniają go z ciemnego pokoju. Szept cichej sardynki to opowieść, która przenosi hen, daleko i dzieciaka ołykanego słoną wodą, i dorosłego wciąż dostrzegającego w chemii czy fizyce cuda.
Obawiam się, że moje zachwyty nad poetyckością mogłyby zasiać w niektórych czytelnikach obawę, czy aby w tym baśniowym oceanie nie topi się merytoryczność. W żadnym razie - choć fantastyczna oprawa wyróżnia "Elokwencję sardynki", to wciąż pozycja popularnonaukowa pełna informacji i ciekawostek. Choć można byłoby się przyczepić do chwilami zbyt antropomorficznego przedstawia morskiej fauny, nie jest to dezinformujące. To jedna z najlepszych znanych mi książek o morskiej faunie, której autor doskonale rozumie, że nauka to piękno, a badanie świata to przeżywanie mitu.
[Recenzja została po raz pierwszy opublikowana na LubimyCzytać pod pseudonimem Kazik.]