"Bezkost" jest książką, która niesamowicie zaintrygowała mnie swoim opisem, na tyle, że nie mogłam przejść obok niej obojętnie. Kusiła i to bardzo! Nie oparłam się więc pokusie i chwyciłam ją w swoje ręce. I przyznać muszę, że autorka miała oryginalny pomysł na fabułę, która jest ciekawa, chociaż główny bohater swoim charakterem niebywale mnie irytował.
Główny bohater powieści Sylwester daje nam się poznać od samego początku z nieco innej strony, niż można by się spodziewać po funkcjonariuszu. Jak się okazuje, jest on bardziej zwolennikiem demonów niż ludzi i ma swoje za uszami. W zasadzie to walczy bardziej ze swoimi własnymi upiorami, niż tymi "żywymi". Gdy jego partnerem do spraw zostaje Bezkost, zabawa rozkręca się na dobre. Wykopany z ziemi, głodny, poirytowany, w każdej chwili może kogoś przekąsić. Nie brakuje tutaj dobrej dawki fantastyki oraz nutki kryminalnej.
Jeśli mam być szczera, liczyłam na więcej Bezkosta w powieści. Trochę brakowało mi go w akcji, miałam nadzieję na jego większy udział w fabule, tym bardziej, że tytuł to zapowiadał. Jak się okazuje, książka skupia się bardziej na samym Sylwestrze, który jest dość specyficzną postacią i ma charakter, który ciężko było mi znieść. Trochę taki z niego rozkapryszony facet, który ma tendencję do oceniania innych i jakiś taki smętny z niego typ. Jego styl bycia mnie drażnił. Jego osoba jednak jest usposobieniem człowieka, który nie jest idealny. Zazwyczaj zakładamy, że policjant jest dobrym człowiekiem i przede wszystkim prawym. Autorka książki postanowiła jednak wykreować bohatera, który ma wiele demonów, problemy i walczy z wyrzutami sumienia. Jego ścieżka dążenia przez dobrą drogę, wśród tych faktycznie istniejących koszmarów, czasami zaciera się i schodzi na tak właściwie ciężko ocenić czy dobry, czy zły tor, bo w tym świecie nic nie jest oczywiste. Dobro i zło momentami zacierają się wzajemnie. Symbolika postaci Sylwestra jest dla mnie jak najbardziej zrozumiała, choć no mogły być mniej irytujący.
Przyznać muszę, że zostałam zaskoczona pomysłem na fabułę już od samego początku. Autorka poprowadziła wątki Sylwestra przez nieoczywiste drogi i jak się okazało... Na dzień dobry ukatrupił swojego ludzkiego partnera i zatuszował sprawę. I jako, że nie zbyt przepada za towarzystwem ludzi, za nowego towarzysza spraw kryminalnych wziął Bezkosta, którego dosłownie wygrzebał z ziemi. Pomysł jest tak absurdalny, że aż zabawy i wciągający. Jeśli chodzi natomiast o Beskostka, skradł moje serce totalnie. Jego charakter, sposób bycia, cięte ripsoty i zabawne teksty to jest mój top tej powieści.
Jeśli chodzi o styl autorki, to generalnie jest przyjemny w odbiorze, jednak jak dla mnie momentami treść mogłaby być bardziej płynna, ponieważ uważam, że niektóre momenty były niepotrzebnym przedłużaniem treści. Jednak zachwycona byłam, że jest tutaj dużo akcji, a takie książki uwielbiam. Oddać muszę autorce, że w język to się nie gryzie i nie brakuje momentami mocniejszych zwrotów. I za to lubię tę książkę. Nie zawsze musi być ładnie, czasami musi być ostro, aby oddać klimat.
Pomysł na fabułę niewątpliwe jest ciekawy i pomysłowy. Osobiście trochę skojarzył się mi z moim ulubionym serialem "Lucyferem" gdzie też mamy parę demon-człowiek i przewijają się inne nadludzkie istoty. Motyw taki jednak bardzo lubię i chętnie śledziłam losy bohaterów, więc nie uważam tego za jakikolwiek minus. Mieszanka fantastyki i kryminału wyszła autorce bardzo dobrze. Co prawda wolałabym, aby pierwsze skrzypce grał Bezkost, jednak nie można mieć wszystkiego. Finalnie całość wypada nieźle, dobrze bawiłam się podczas czytania i myślę, że to nie ostatnie spotkanie z piórem autorki.