Miała być „Wybuchowa mieszanka Stephena Kinga, Murder Ballads Nicka Cave’a i indiańskich legend”. Przynajmniej tak zapewniał wydawca. A jak się okazuje już po przeczytaniu pierwszej części, z tym powoływaniem się na Kinga, to nie jest tak łatwo.
Fabuła zaczyna się w małe mieścinie Cedar Peak gdzieś w stanie Maine w USA, od przedstawienia Johna Adamsa, który mieszka na skraju lasu ze swoją żoną. Nie ma zbyt wielu przyjaciół, sprowadził się do miasteczka kilka lat wcześniej, po przeżyciu załamania nerwowego i częściowej utracie pamięci. Przyjaźni się jedynie z barmanem Erniem i Bobem, kierowcą ciężarówki. Potem mamy krwawe zajścia w barze Erniego. Psychopata z siekierą w biały dzień morduje barmana i dwie młode klientki. Tu wkracza do akcji miejscowy szeryf Jeff Standfield. Niezłomny i przenikliwy, prawy człowiek, który zrobi wszystko, by odnaleźć mordercę.
Najpierw masakra w barze, potem powolna narracja i powolne (aż za bardzo) budowanie napięcia, oraz charakterystyka wszystkich bohaterów (strasznie szczegółowa), i masa wątków pobocznych. OK, czuć tu styl Kinga, ale tylko na poziomie planu książki, czyta się już dużo gorzej.
Książka ma ponad 600 stron i jest podzielona na 3 części – tomy. Dwie pierwsze: “Rebeka” i “Cieśla” można gatunkowo zaliczyć do kryminału z pobocznym wątkiem nadnaturalnym. Trzecia część “Biała Wiedźma” to już typowy horror. Niestety taką kombinację czyta się dosyć dziwnie. Świetny kryminał kończy się na drugiej części, zagadka rozwiązana, wszyscy szczęśliwi, sielanka, koniec. I nagle autor przypomina sobie: “kurka wodna, zapomniałem o tym wątku z wiedźmą”. Tak oto mamy trzecią część. W efekcie czyta się to jak dwie osobne opowieści związane ze sobą trochę na siłę.
Pierwszy tom “Rebeka” to praktycznie jeden szybszy moment, krwawa akcja w barze Erniego, a potem to już opisy miejsc, osób, retrospeckje, analizy psychologiczne itp. Ciągnie się niemiłosiernie i odrzuca co kilka stron. Na szczęście pojawia się tom “Cieśla”, który nadrabia jakościowo, i to się czyta szybko i przyjemnie. Porządny kryminał, ładnie sklecony z wielu pozornie niezwiązanych wydarzeń i osób, ogólnie jest super. Tylko ten jeden problem: kryminał kończy się ładnie na 2/3 książki i praktycznie nic specjalnego nie było, co nawiązywało by do tytułu książki. Tu niejasności rozwiewa tom “Biała Wiedźma”. Dobry kawał horroru: mięcho – jest, dużo niewyjaśnionych śmierci – jest, nadnaturalne zdarzenia – są, upiór – jest, człowiek, który w końcu wszystkich uratuje – też jest. W sumie jakby osobna historia, ale małe nic nie wnoszące informacje z pierwszych dwóch części nagle okazują się niezwykle istotne. Chociaż ważniejsze elementy, czyli np. psychopata z siekierą, nijak nie da się już doczepić. Właściwie tylko dzięki tej części tytuł i okładka książki mają jakiś sens.
W ogólnej ocenie, jest książka po prostu średnia. Inspirowanie się Kingiem nie wyszło autorowi na dobre. Forma książki nasuwa mi koncepcję testu. Autor mówi do czytelników: “Najpierw przez kilkaset stron będę was zanudzał jakimiś wstępami i nudnymi opisami jakiejś mieściny i jej mieszkańców. Jeśli przebrniecie przez to, i się nie zrazicie. To mam dla was dwie opowieści: dobry horror, ale najpierw jeszcze lepszy kryminał.” Wnioski nasuwają się same, albo obciąć książkę o nudny początek, albo zrobić z tego dwie osobne, ale krótsze książki.