"Nowe starego początki", to czwarta część cyklu o zwariowanych, ale bardzo sobie bliskich i oddanych przyjaciółkach. Są dla siebie tak bardzo bliskie, że nawet bardziej już być nie można, nawet niektóre rodziny mogłyby się od nich tego uczyć. Czytając tę książkę, wspominałam swoje przyjaciółki, z którymi mam również wspaniały kontakt, tylko, że rozsypałyśmy się w odległe od siebie regiony i tylko czasem możemy się spotkać całą grupą...
Wracając do książki, to już okładka przyciąga spojrzenie swoją lekkością i kolorem, aż chce się ją od razu brać do czytania.
Jednak mimo tego, ze wydaje się iż nic nie może nas zaskoczyć, to tym razem niespodziankę sprawia nam Zosia, chyba najbardziej zwariowana i zakręcona z przyjaciółek. Właśnie wróciła z mężem z Afryki i już wkrótce zostanie matką. Lecz nie będzie sama rodziła dzieci (przynajmniej na razie), adoptowała już z mężem Sebastianem małą dziewczynkę w Afryce. Na tym jednak nie koniec, postanowili jeszcze adoptować dwójkę dzieci z domu dziecka. To rodzeństwo, Marcel i Dżesika znają oni Zosię, gdyż przebywając za karę w placówce miała z nimi kontakt. I tak, w bardzo krótkim czasie, bez ciąży i bez pieluch Zośka i Sebastian zostają rodzicami trójki dzieci.
Jedna za wszystkie, wszystkie dla jednej" - powtórzyłam znane powiedzenie, które pasowało idealnie do mnie i przyszłych sióstr, a one już za dwa dni miały zamieszkać w nowym domu.
To nie koniec niespodzianek, Zosia otrzymała spadek, który zapisała jej matka, tzw. "matkowiznę", jest to stary dom nad jeziorem w okolicach Włocławka. Po generalnym remoncie ma tam być luksusowy ośrodek no i cała rodzina tam się przeprowadzi. Oczywiście we wszystkich pracach pomagają im przyjaciółki i ich mężowie lub partnerzy. Czas spędzony na urządzaniu domu jest bezcenny, z licznymi przygodami i perturbacjami, o których czasem nawet się człowiekowi nie śniło. Tym bardziej, że Zośka to typowa miastowa, rozpuszczona i bogata dziewczyna, która nie ma pojęcia o życiu na wsi oraz na prowadzeniu domu i gospodarstwa agroturystycznego, które sobie wymarzyła.
Sebastian podarowała Zosi zeszyt aby prowadziła sonie zapiski, więc ona nadała mu tytuł o wdzięcznej nazwie: "Z pamiętnika idealnej matki", który potrafi każdego rozbawić niemal do łez.
Autorka niby z humorem, opowiada nam o trudach adopcji, o macierzyństwie oraz przyjaźni. Przyjaźń jest tu bardzo wyeksponowana, lecz nic dziwnego, gdyż mieć przyjaciół, takich prawdziwych to jest skarb, o który trzeba dbać i pielęgnować, nie należy go zaniedbywać. Zresztą podobnie jak małżeństwo, gdy pojawią się dzieci, to również nie wolno zapomnieć o małżonku i wspólnie dbać o trwałość związku.
Lubię styl autorki, nie ma tu miejsca na nudę, czytając o perypetiach tych przyjaciółek można mieć wrażenie, że to dzieje się tuż obok nas, jakbyśmy były tam razem z nimi. Mam nadzieję, że będzie dalszy ciąg ich przygód.
Polecam na poprawę humoru.